wtorek, 21 października 2014

ROZDZIAŁ 8

Jess's POV

Siedziałam na kanapie w pokoju Justina. Chyba w jego. Tylko jedna ściana była pomalowana na czarno, a reszta to tylko cegły. W niektórych miejscach widoczne były czerwone plamy. Wiedziałam, że to zapewne krew, ale wolałam myśleć całkiem inaczej.

Przysunęłam nogi do klatki piersiowej. Dalej lekko się trzęsłam. Nie miałam pojęcia, że Justin może mieszkać tu z nim.

- Co ta suka tutaj robi! Myślałem, że z nią skończyłeś! - krzyk Tylora był tak głośny, że słyszałam każde jego słowo przez zamknięte drzwi,

- Ona nie jest suką. O co ci chodzi? Nic nikomu nie powie.

- Skąd masz tą pewność? A może już jej seksowna pupcia powędrowała na policję?

- Spierdalaj. - Tyle usłyszałam od Justina, później rozległ się trzask drzwi. Nie wiedziałam, kto wyszedł. Wolałam nie wychodzić z tego pomieszczenia.

Po paru sekundach klamka od drzwi się poruszyła. Do pokoju wszedł Justin. Nic nie mówiąc usiadł obok mnie. Dłonie przeniósł na swoje włosy i ciągnął nimi za końcówki, co chwile mrucząc przekleństwa.

- Przepra.. - nawet nie dokończyłam.

- Dalej nie rozumiem po co tam pojechałaś. Nie mogłaś dać sobie spokoju? Musiałaś? Myślałem przez chwilę, że chociaż ty nie będziesz ciekawska jak połowa twoich zasranych znajomych ze szkoły. Większość z nich zaczęła grać w tą pierdoloną grę. I co z tego mają? Niby zaginęli. Ale ty dobrze wiesz, że juz więcej nikt ich nie zobaczy, Mogłaś siedzieć w tej pierdolonej szkole, uczyć się i dać sobie spokój. Jestem Ci wdzięczny, że mi pomogłaś, ale nie chciałbym, żeby coś Ci się stało. Wolałbym nie mieć Cię na sumieniu, dlatego najlepiej jak będziemy udawać, że znamy sie tylko i jedynie jako "siostra mojego kumpla". Wtedy nic Ci sie raczej nie stanie. Ani Tobie, ani twojej przyjaciółce, bratu.

- Rozumiem - łzy zbierały mi się do oczu, nie mogłam nic więcej powiedzieć - pójdę już.

Wstałam, przeszłam obojętnie obok niego. Siedział dalej w takiej samej pozycji, nie mogłam nawet spojrzeć w jego oczy, Te oczy których tak bardzo sie kiedys obawiałam. Nie mogłam.

Kierowałam się na przystanek. Usiadłam po sprawdzeniu autobusów. Na mój pech nie było żadnego, wiec nie zostało mi nic jak zadzwonienie do Johna lub Emily. Możecie zgadywać, ale wybrałam Emily. Miałam dość, że starszy jedynie o kilka lat brat zawsze ingeruje w moje życie.

Siedziałam skulona na plastikowym krześle od godziny. Wiało dość porządnie. Jak idiotka nie pomyślałam, że przyda mi sie jednak jakaś bluza. Usłyszałam silnik, obróciłam głowę. Jak zawsze rozpoznałam auto Ems za pierwszym razem.

- Co ty tu idiotko robiłaś?! - ops. Wiedziałam, ze będzie zła, ale aż tak?

- Musiałam coś załatwić, ale autobus mi uciekł, dziękuję, że przyjechałaś - uśmiechnęłam sie do niej jakby nic się nie stało.

- Spoko, nie chciało mi się siedzieć w domu samej.

- Samej? - popatrzyłam na blondynkę.

- Taa, rodzice musieli gdzieś wyjechać, więc siedzę teraz tylko przed laptopem i się obżeram.

Długo się nie zastanawiając, zaproponowałam Emily, żeby spała u nas. Rodzice jak zawsze późno wrócili, a John chyba spał u Ann, więc też mi sie nie widziało siedzieć samej w domu, wiedziałam, że od razu zalałabym sie łzami. Nie mam pojęcia nawet czemu. Nie zależało mi na tej znajomości z Justinem. Nie wiem czemu miałam jedną wielką gulę w gardle. 

Justin's POV

Minął miesiąc od ostatniego spotkania z Jess. Ulżyło mi gdy powiedziałem jej, że bedzie bezpieczna. Nie wiem czemu. Pewnie tak samo miała mnie w dupie jak ja ją. Pierwszy tydzien nawet o niej nie myślałem, ale teraz? Ciągle zastanawiałem sie co robi. W szkole myśleli, że wyjechałem na chwilowe "wakacje" z rodzicami. Jeśli chodzi o rodziców, to dzwonią co kilka tygodni pytając co u mnie. Jak zawsze wymyślam im różne bajeczki, czemu ich nie odwiedzam. Perez mówi, żebyśmy nie kontaktowali się z rodziną, jeśli chcemy by była bezpieczna.

Podczas mojej nieobecności i braku kontaktu ze wszystkimi, zająłem sie pracą. Razem z Tylorem musieliśmy trochę zarobić, więc braliśmy obojętnie jakie zlecenie. Obaj zdecydowaliśmy, że nie możemy zabijać nikogo w swoim mieście, więc wybraliśmy nasze nowe miejsce zamieszkania na następne kilka tygodni.

- Czyli lecimy do twoich rodziców tak? - Spojrzał na mnie Tylor.

- Nic innego nie znajdziemy szybciej. A kasa zawsze jest potrzebna. Stratford jako jedyne przychodzi mi na myśl.

Jess's POV

-Jezu jestem taka podekscytowana, nie wiem jak ty, ale ja już chcę tam być! - Mimo założonych słuchawek, ciagle słyszałam podekscytowane krzyki Emily.

-Uspokój się - wyjęłam słuchawki z uszu i wywróciłam oczami.

-Ale jak tak można, być tak spokojnym. Lecisz właśnie do najlepszego miejsca na ziemi, odwiedzisz starych przyjaciół, rodzinę! Do tego mamy tyle wolnego od szkoły! 

- Cieszę sie, ale wiesz, że wolałabym uczyć się do egzaminu niż...

- Mniejsza o egzamin, zaraz wychodzimy. - Podekscytowana blondynka rzucała sie cała na krześle.

Po godzinie byliśmy już gotowi. Dostaliśmy nasze bagaże, jedyne co chciałam, to dobry obiad, łóżko i wyspać się. Niestety nie było mi to dane w samolocie, ponieważ ktoś piszczał ciągle nad moim uchem.

Postawiłam torbę przed postojem taksówek. Czekałam, aż rodzice do nas dołączą. 

- Stratford wita - cicho przeczytałam napis powieszony nad drzwiami lotniska.


_______

Nareszcie jestem, tu Ola :)
Niestety troche nam sie z Marcelina urwał kontakt i do tego ma tylko telefon, wiec nie ma nawet jak pisać rozdziałów. 



ZAWALIŁYŚMY TOTALNIE, wiemy. Przepraszamy. 

Ja mieszkam w internacie i chodzę do dość dobrej szkoły, a już mam troche złe oceny, ale to oby tylko początek... U Marceliny nie wiem co się dzieje, ale muszę do niej napisać, wszystko obgadać. Oby wszystko było w porządku,

Jeszcze raz przepraszam za nas i mam nadzieję, że te osoby, które tu wchodziły, dalej będą. 


sobota, 6 września 2014

UWAGA




HEJ! 

Muszę tu wam to napisać :) 
Niestety, jestem w internacie, a tam internat zbytnio nie chodzi za szybko...
Po co ludzie używają tam neta, powinni zostawić, żebym mogła tu wchodzić.
Nie mam nawet ostatnio kontaktu z bliskimi, a co dopiero z Marcelką.
Ale powinnam jakoś się z nią dogadać i zaczniemy pisać niedługo znowu.
Póki co, przepraszam bardzo! Ale musiałam iść do szkoły daleko od domu :( 

PRZEPRASZAM MISIE I DO ZOBACZENIA NIEDŁUGO, WYBACZCIE ♥
Ola.

sobota, 30 sierpnia 2014

7 ROZDZIAŁ

Jessica's POV

Powoli otworzyłam oczy i przyzwyczaiłam je do całkowitej ciemności,która panowała w pomieszczeniu,w którym teraz się znajdowałam. Popełniłam błąd przekręcając się na bok. Ból zmroził całe moje ciało,a z mojego gardła wydobyło się cicho szlochanie. Zacisnęłam dłonie w pięści i zapłakałam głośno ponownie przekręcając się na plecy. 

-Widzisz do czego doprowadziłaś,Brooksy? 

Justin chodził po pomieszczeniu zapalając pojedyncze lampy na suficie. Zmrużyłam delikatnie oczy spoglądając na niego. Miał zaciśniętą szczękę a jego mięśnie były napięte..tak samo jak pięści. 
Splunął na podłogę i gwałtownie odwrócił się w moją stronę pośpiesznie do mnie podchodząc i kucając obok mnie. 

-Nie mogłaś zostać w domu i siedzieć na tej swojej seksownej dupie? -chłopak zagryzł wargę,ale zaraz przybrał swój stary wyraz twarzy.

Zaskoczył mnie tymi słowami. 

-Ch-chciałam tylko sprawdzić gdzie jedziesz.. -wyszeptałam nadal na niego patrząc a łzy lały się po moich policzkach. 

Pokręciłam głową próbując uwolnić swoje związane ręce,jednak nie mogłam wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. 

-Proszę wypuść mnie..błagam. 

Ale on milczał. 



Justin's POV


Masz dziwne wyczucie czasu na gadanie o tyłku Brooksy,Jay.

Ogarnęło mnie dziwne uczucie..nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem.

Czy to żal?

Smutek?

Spojrzałem na leżącą na materacu Jess,która próbowała uwolnić swoje dłonie i przekręcić się na na bok. Z każdym ruchem widziałem w jej oczach coś dziwnego.

Nie byłem w stanie tego opisać.

-Ch-chciałam tylko sprawdzić gdzie jedziesz.. -wyszeptała spoglądając na mnie

Po jej policzkach spływały łzy.

-Proszę wypuść mnie..błagam.

Nie.

Nie,przestań Jess.

-Nie zabijaj mnie..proszę.

Coś we mnie pękło. Czułem jak moje mięśnie już przestają zmieniać być napięte. Czułem się dziwnie w środku..czułem się źle kiedy patrzyłem na Jess.

Czułem wyrzuty sumienia. 

Złapałem jej dłonie i pośpiesznie je uwolniłem. Spojrzałem na jej zdezorientowaną twarz i niepewnym ruchem przyłożyłem kciuk do jej policzka powoli ocierając jej łzy. Czułem jak moje serce wali mi w piersi. Nigdy czegoś takiego nie czułem będąc przy żadnej dziewczynie. 

Spoglądając w jej oczy,czułem jak przestaje się trząść kiedy trzymałem ją blisko siebie. Nie byłem pewny kiedy ją do siebie przytuliłem. Myślałem,że dziewczyna się wyrwie,ale ona była we mnie wtulona a twarz trzymała w zgięciu mojego prawego łokcia. Była strasznie skulona..widziałem,że się bała. Byłem cicho,nie odrywałem od niej wzroku. Czekałem aż sama coś powie. Jednak ona milczała. 

Czuję,że jestem człowiekiem.

Czuję,jak moje serce bije. 


Jessica's POV

Na skórze nadal czułam dotyk jego ciepłych dłoni i słyszałam jego nierówne bicie serca.

Morderca okazał serce.

Od tamtego zdarzenia minął tydzień a ja nadal go nie widziałam. Nie spotykałam go w szkole,na ulicy ani nawet tutaj w domu,kiedy John przyprowadzał do nas swoich kolegów. Co do sprawy z Malfoy'em..

Ludzie mówią,że zaginął.

Ale on nie żyje.

Policja ciągle szuka jakiś poszlak,jednak nadal grają w kotka i myszkę z grupą ludzi,którzy za tym wszystkim stoją. To mnie zabija. Nie mogę patrzec na te rozwieszone plakaty ze zdjęciem Malfoya. Nie mogę znieśc widoku jego matki,która zrozpaczona ciągle wypytuje ludzi,czy ktoś przypadkiem nie widział jej syna. A ludzie są przestraszeni tą ilością "samobójstw",które idealnie wiążą się z jakimś kodem..

A ja nie mogę go poznac.

To wszystko mnie męczy,nie mogę tego wymazac z pamięci. Nie mogę dac po sobie poznac tego,że jestem przerażona tym wszystkim. Mimo wszystko muszę byc silna i nie wpadac w kolejne kłopoty z grupą Justina.

O mały włos nie zginęłam tamtego dnia.

Wychodząc z pokoju usłyszałam dźwięk mojego telefonu,który leżał na moim łóżku. Od kilku dni nie dostałam żadnej wiadomości. Odwróciłam głowę przez ramię i spojrzałam na swoje łóżko. Podeszłam do niego biorąc telefon do ręki i odczytując wiadomośc.

OD: JUSTIN
DO: JESS

"Za tobą."

Automatycznie moje oczy się rozszerzyły a telefon upadł z powrotem na łóżku. Powoli odwróciłam się i ujrzałam zakrwawionego Justina opierającego się o framugę drzwi. Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami i osunął się na ziemię prawdopodobnie z braku sił.

O mój boże.

Podbiegłam do niego i sprawdziłam jego puls. Gdy upewniłam się,że jest stabilny zaczęłam go szybko budzic.

-Justin proszę otwórz oczy.

Mruknęłam patrząc na niego,ale on nie reagował. Po kilku próbach chłopak otworzył oczy i od razu spojrzał na mnie.

-Powiedz,że umiesz wyciągnąć kulę z ciała postrzelonego.

Przełknęłam ciężko ślinę kiwając głową.

Justin wziął moją dłoń i położył ją na swoim brzuchu. Podniosłam delikatnie koszulkę do góry a moim oczom ukazała się duża rana postrzałowa.

-Cholera jasna.

Pomogłam chłopakowi wstać, posadziłam go na łóżku.

-Nie ruszaj się. Coś wymyślę.

Pobiegłam szybko do najbliższej łazienki, wzięłam potrzebne rzeczy. Szybko zamoczyłam kawałek ręcznika i pobiegłam do Justina.

Leżał na łóżku..pewnie cholernie go bolało.

Nie wiedziałam co mam robić. W sumie moje ręce same to robiły. Lekko przemyłam ranę i wytarłam krew. Dobrze, że nie było żadnego krwotoku, a kula postrzałowa nie była głęboko.

Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale po kilkunastu minutach kula była już na mojej dłoni.
Dobrze,że mama nauczyła mnie zszywać rany,jest pielęgniarką już od 10 lat. Po skończeniu dokładnie owinęłam ranę Justina bandażem.

-Justin?-szepnęłam do chłopaka, który leżał na łóżku.

-Mogę zostać? Nie dam rady wrócić.

Nie odpowiedziałam, przykryłam go i wyszłam zamykając drzwi na klucz.
Posprzątałam wszystkie rzeczy odkładając na miejsce. Ręcznik wyrzuciłam do kosza.
Umyłam ręce. Dalej nie mogłam zrozumieć tego, że mu pomogłam.

Jak? Dlaczego?

Justin's POV

Obudził mnie szmer. Otworzyłem oczy. Nade mną wisiał baldachim.

Gdzie ja kurwa jestem?

Chciałem wstać, ale gdy sie ruszyłem od razu zabolał mnie brzuch.

-Uważaj, opatrunek. Zaraz Ci go zmienię.

Byłem zdezorientowany. Co się stało wczoraj. Czemu jestem u Jess?

-Boli Cię jeszcze tak jak wczoraj?

Dziewczyna podeszła i zaczęła odwiązywać bandaż. Przemyła ranę.

Gdy pochyliła sie nade mną, czułem jej zapach. Pamiętam go. Wczoraj pachniała tak samo. Nie wiem nawet czym. Przypomniało mi się, że to ona mi pomogła.

Kilkanaście minut później miałem nowy opatrunek. Krew już, aż tak nie leciała.

-Powinienem już iść.- wstałem bardzo powoli z bólem.

-Justin? Możemy pogadać później? Przyjadę do Ciebie.- Mówiła cicho.

-Jasne.- Wyszedłem nie dodając nic więcej.



Jess's POV



Dzisiejszy dzień mijał mi spokojnie. Cały czas myślałam o Justinie.
Czemu? Nie wiem.

Miałam jeszcze dwie lekcje. Dostałam wiadomość stojąc przed klasą z Emily.

OD:JUSTIN
DO:JESS

"St.Adams 45. Będę czekał. Przyjedź PO SZKOLE."

Uśmiechnęłam się. Emily,jak to ona chciała wszystko wiedzieć. Jednak mimo jej nalegań nie pokazałam jej smsa. . Mówiła, że Justin jest dziwny. Niby mam się trzymać od niego z daleka. Po co mam dawać jej powody do niepokoju.

Wole ją, gdy się uśmiecha.

Po szkole wsiadłam do autobusu i jechałam, dość długo. Czemu musi mieszkać w dość odległej dzielnicy od szkoły. Czemu?

Nawet sama nie rozumiałam, czemu cieszyłam się, że go zobaczę.

Wysiadłam z autobusu. Bylo tu tak spokojnie. Jak nie dzielnica dla zabójcy. A może właśnie na odwrót.
Szłam kilka minut i zauważyłam. 45.
Zadzwoniłam do drzwi. Nagle drzwi się ruszyły.

Otworzył Tyler. Cała drżałam.


Okej rozdział 7,przepraszam że tak późno ale nie mam laptopa i nie miałam jak dodać tego rozdziału. Ola jedzie do internatu więc będzie mogła pisać rozdziały tylko w weekendy..a ja w wolnych chwilach. Dziękujemy za ponad 3000 wejsc. Mamy nadzieje ze to ff wam się podoba,jeżeli będzie ono miało nadal czytelników będzie prowadzony nadal.
Teraz rozdziały byly dodawane co 4 dni.
MOŻE BYC TAK ZE OD TEJ PORY BĘDĄ DODAWANE CO TYDZIEŃ. 


wtorek, 26 sierpnia 2014

6 ROZDZIAŁ

BARDZO WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM.
PRAWDOPODOBNIE BLOG ZOSTANIE ZAWIESZONY.


Justin's POV

Kurwa, skąd ona wie. Przecież wszystkie ślady...ciało. 

Kurwa Bieber ty idioto! Nie schowałeś ciała. Robisz to tyle razy w miesiącu, a raz wpadłeś. 

Nie zostawiłem nawet jebanego liściku tak "jakby co". I co? I jest to tak "jakby co".

Szybko wyszedłem z domu nie biorąc nawet swojej kurtki. Wiedziałem, że muszę to załatwić. Kurwa.
Jechałem bardzo szybko. Jak zawsze bogate dupki mieszkają na końcu miasta. Odpaliłem papierosa i wziąłem głębokiego bucha. Trochę odstresowania. Po chwili bylem już na miejscu. Zadzwoniłem do drzwi.

-Justin? - Drzwi otworzył John.

-Siema.-Przybiłem z nim piątkę.- Wiem, że juz późno, ale jest Jess?

-Jasne, na dole. Gra od ponad godziny na xboxie. Zaprowadzić Cię? - John chciał już otworzyć drzwi do piwnicy.

-Nie! To znaczy. Wiem, gdzie iść. Dzięki. - Uśmiechnąłem się sztucznie i zacząłem schodzić na dół. Jess siedziała na kanapie. Ciała nie było.

-Brooksy?

-Ty jesteś kurwa popierdolony! Jesteś zjebany! Idioto! Kurwa! - podbiegła do mnie i zaczęła pięściami bić mnie w klatkę piersiową.- Ty gnoju! On miał 19 lat! On był kimś! A ty jesteś nic nie wartym gównem! 

-Spokojnie!- odsunąłem ją od siebie. Usiadła na kanapie.- Gdzie ciało?- Powiedziałem cicho.

-W szafie, schowałam, a jak myślisz? Nie zostawie go tutaj przecież. Masz je idioto stąd zabrać!- Chyba sie nie bała. Nie tak jak wtedy. Dziwne.

-Okej! Już biorę!- Podniosłem ręce w geście obronnym - tam? - Pokazałem na szafę.

-Tak, daje Ci 10 minut, wypierdalaj, pójdę zagadać Johna.

Wiedziałem, że komuś powie. Wiedziałem to. Nie mogłem tak tego zostawić. 

Dobra. Zrobię to później. Nie będzie miała suka życia.

Poczekałem 4 minuty. Otworzyłem szafę. Nie śmierdziało jeszcze żadnym trupem. Ciało było świeże. 

Jestem idiotą, jak mogłem to tak zostawić. Jak? 

Po następnych 10 minutach byłem już z wielkim, czarnym workiem na końcu ulicy. Rzuciłem nim obok płotu i zadzwoniłem do Tylera.

-Stary przyjedź do mnie busem. Mam ciało. Wyśle Ci wiadomożć z ulicą.- Rozłączyłem się. Automatycznie wysłałem mu wiadomość z adresem ulicy, na której się znajdywałem. 

Tyler przyjechał dość szybko, był już po 15 minutach. Wsiadłem do tyłu razem z Malfoyem, no w sumie z jego ciałem. Tyler wsiadł za kierownicę i ruszyliśmy.

Brooksy. Przypomniało mi się, że nie mogę tak tego zostawić.

DO: BROOKSY

TEXT: Okej. Zdajesz sobie sprawę, że możesz skończyć jak twój śmierdzący i tak naprawdę nic nie warty kumpel? Pewnie, jesteś mądra. Oszczędziłem Cię tamtego dnia, gdy zginął Larry?Lucas? Jak on miał? Ostatnio też, podczas spotkania w nocy. Mogłem Cię pierw zerżnąć, a później zabić. Nie zrobiłem tego. Do 3 razy sztuka. Uważaj lepiej, nikt ma się nie dowiedzieć. Twój Justin.

Wysłałem wiadomość  z uśmiechem na twarzy. Teraz nic nie powie.

Mała suka.

Schowałem telefon po dojechaniu na miejsce. Byliśmy w lesie. 

Czas na pogrzeb Malfoy.

Jess's POV

Musiałam udawać silną po wczorajszym wieczorze. Nie wiedziałam, że uda mi się zasnąć, a spałam jak małe dziecko, pewnie z emocji. Wstałam rano, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i lekko pomalowałam. 

Dzisiaj komuś powiem

Tylko komu? Sprawdziłam na telefonie godzinę, w rogu pokazał mi się, że mam nieodebraną wiadomość. Otworzyłam. 

O kurwa. Zamarłam.

Jechałam z Johnem do szkoły. Nic nie zjadłam w domu. To ze strachu. Powiedziałam bratu, że źle się czuję i nie mam ochoty na rozmowy, pewnie dlatego było tak cicho w aucie. Cała droga minęła mi szybko, zbyt szybko. Wiedziałam, że będzie w szkole. Czeka na mnie. Nie potrafiłam zrozumieć tylko jednego. "Mogłem Cię pierw zerżnąć, a później zabić". Powtarzałam w głowie.

Skoro mógł mnie zabić już dwa razy, czemu tego nie zrobił? Czemu nie zabił mnie tam zamiast Lucasa? Albo w drodze do domu. Czemu nie zrobił tego wtedy?

Przez cały dzień zastanawiałam się nad tą wiadomością. Nie umiałam się skupić na nauce. Zadzwoniłam do mamy czy mogę wrócić do domu. Zgodziła się, pewnie pomyślała, że to przez wczorajszą imprezę. Wzięłam kluczyki od auta Johna. Byłam już na parkingu kiedy zauważyłam jak Justin wychodzi ze szkoły i idzie do swojego auta. Szybko podbiegłam do Jeep'a mojego brata i ruszyłam za nim w bezpiecznej odległości. 

Jechałam dość długo. Gdy wyjechałam zza miasta zwolniłam, aby ten idiota z idealnymi oczami mnie nie zauważył. Skręcił w las, poczekałam trochę i ruszyłam tam. Jechałam drogą. Sam piach. Wysiadłam z auta i ruszyłam pieszo przed siebie. Widziałam jak Justin wita się z jakimś facetem, wszedł przez bramę, zza niej dostrzegłam pełno magazynów. Po cholerę tutaj przyjechał.

Szłam wzdłuż murów. Znalazłam małe otwarcie, przez które mogłam zobaczyć co jest w środku. Stałam tam około pół godziny wypatrując Justina.

Po następnych minutach, ktoś nagle złapał mnie za ramię. Wystraszona jak nigdy obróciłam głowę i zobaczyłam wysokiego i chudego chłopaka, trzymał w ręku broń.

W pewnym momencie usłyszałam cichy strzał z tłumika. Brązowooki dostał prosto w serce. Upadł na ziemię. Obróciłam głowę w bok i popatrzyłam kto strzelił.

-Co ty tu kurwa Brooksy robisz? - wysyczał Justin.

Już po mnie. Zabije mnie. 

Czułam,że wszystkie kończyny odmawiają mi posłuszeństwa. Nie byłam wstanie się poruszyć,czułam że kolana się pode mną uginają. Serce waliło mi w piersi kiedy Justin zaczął się do mnie zbliżać. Zza nim stał chłopak,który chwilę później już trzymał mnie za ramię,teraz przeniósł dłoń na moją szyję i delikatnie mnie poddusił. 

Złapałam za jego rękę i próbowałam go odepchnąć,ale w tym momencie on się odezwał.

-Wiesz,że powinienem cię teraz zabić? -zaśmiał mi się w twarz.

-Puść ją,Tyler. -odezwał się Justin i podszedł bliżej nas. -Zaprowadź ją do strefy 0 i zamknij za sobą drzwi. Ja zaraz się nią zajmę, tylko pozbędę tego gnojka.- Kopnął lekko leżące ciało.

Wysyczał te słowa blisko mojego ucha i popchnął mnie za ramię,a Tyler pociągnął mnie w stronę bocznej bramy przez co upadłam na ziemię z głośnym hukiem,dosyć mocno ocierając sobie kolana. Syknęłam z bólu powoli podnosząc się z ziemi.

-Rusz się,kurwa! -wrzasnął Tyler.

W tym momencie poczułam mocne uderzenie w żebra. Wrzasnęłam z bólu ponownie upadając na ziemię. Moje oczy zaszły łzami a ból przejmował moją klatkę piersiową. Zacisnęłam mocno powieki skulając się na ziemi i z trudem łapiąc powietrze. Po chwili musiałam przekręcić się na plecy,by złagodzić ból. Zakręciło mi się w głowie kiedy otworzyłam oczy. Widziałam tylko zamazany obraz już zachmurzonego nieba i niewyraźną twarz tego chłopaka.

A potem moje powieki opadły. Ogarnęła mnie ciemność.

I cisza. 


OKEJ,MAMY KOLEJNY ROZDZIAŁ ALE PRZEZ BRAK CZYTELNIKÓW I KOMENTARZY PRAWDOPODOBNIE ZOSTANIE ZAWIESZONY. BĘDĘ STARAĆ SIĘ O WIĘCEJ KOMENTARZY ALE TO ZALEŻY OD WAS,BO JEŻELI CHCECIE POZNAĆ DALSZE LOSY BOHATERÓW MUSIMY WIDZIEĆ,ŻE KTOŚ CZYTA TEGO BLOGA.
PODNOSIMY STAWKĘ. NASTĘPNY ROZDZIAŁ (JUŻ O WIELE DŁUŻSZE OD TEJ PORY BĘDĄ PISANE) WSTAWIĘ GDY BĘDZIE MINIMUM 25 KOMENTARZY.
UDA WAM SIĘ? 
LICZYMY NA WAS
@gamemidnight_PL
@chillmccann




piątek, 22 sierpnia 2014

5 ROZDZIAŁ

Justin's POV


Gratulacje Bieber. 

No myśl kurwa co jej powiedzieć. Przecież jesteś seryjnym mordercą. Wywiniesz się z tego.

Zamknij kurwa mordę. 

-Skaleczyłem się. -powiedziałem to co padło mi na język i wzruszyłem ramionami.

 Jessica zmarszczyła nos i chyba nie do końca wierzyła w to co powiedziałem. Pokręciła głową otwierając usta i cofając się w tył. Widziałem jak na jej twarzy maluje się przerażenie i niepewność. Zaśmiałem się pod nosem patrząc na nią i wycierając mokre dłonie o ręcznik.

-Lepiej by było,żebyś uwierzyła w to co mówię,bo twój wyraz twarzy wprawia mnie w furię,Brooksy. Może lepiej byś wróciła do tych pieprzonych książek i pozwoliła mi w spokoju skorzystać z tej jebanej toalety.

Gdy to mówiłem moja szczęka była zaciśnięta,a mięśnie napięte. Z chwilą wypowiadania każdego zdania,dziewczyna cofała się coraz dalej a kiedy wpadła na ścianę po prostu wybiegła z łazienki,a po chwili usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi na klucz. W tym momencie dostałem smsa.

OD: NIEZNANY
DO: JUSTIN

"Poszło ci niezwykle dobrze,pieniądze przelewam na twoje konto. Pilnuj tylko tej suki,by o niczym się nie dowiedziała,a nadal będziesz grał razem za mną."

Przewróciłem oczami czytając ostatnią część smsa i schowałem telefon do kieszeni schodząc na dół i żegnając się z chłopakami pod pretekstem wyjścia do pracy. Idioci są już tak pijani,że nawet nie zorientowali się,że kogoś brakuje. 

Tym lepiej dla mnie!


Jessica's POV

Serce nadal waliło mi w piersi,a przed oczami nadal miałam obraz krwi na dłoniach Justina. Zamknęłam na chwilę powieki biorąc głęboki oddech i próbując się uspokoić,jednak to wszystko poszło na marne.

Odłożyłam książki na biurko i wyszłam powoli z pokoju rozglądając się po korytarzu czy przypadkiem nie kręci się ten idiota. Wytężyłam słuch i wiedziałam że na dole już nikogo nie ma. Zeszłam na chwilę na dół i widząc jaki syf po sobie zostawili postanowiłam posprzątać. Wzięłam z kuchni czarny worek na śmieci i ponownie wróciłam do salonu zaczynając wrzucać do niego zgniecione puszki po piwie i innego rodzaju śmieci. Widząc na stole jednego papierosa schowałam go szybko do kieszeni swojej czarnej bluzy i kontynuowałam sprzątanie.

Mój brat zawsze musiał być na pierwszym miejscu. Mama zawsze wszystko za niego robiła,a ja musiałam wszystko sprzątać. Czasami mam wrażenie,że tylko tata jest po mojej stronie,ale on pojawia się tylko raz na kilka miesięcy. Wyjeżdża na misję i boję się,że każde nasze spotkanie może być ostatnie.


Zawiązałam worek i wyniosłam go przed dom. Ocierając czoło przedramieniem przypomniałam sobie o piwnicy,że tam też może być niezły syf. Przewróciłam oczami głośno wzdychając. Otworzyłam drzwi od piwnicy zapalając światło i schodziłam powoli po schodach,które zawsze skrzypiały. Gdy zeszłam na dół,zauważyłam,że na kanapie nadal siedzi Malfoy. Przynajmniej tak mi się zdawało,gdyż siedział do mnie tyłem.

-Mal,co tutaj robisz? -spytałam podchodząc bliżej niego.

Nie odpowiedział.

-Malfoy? -powtórzyłam i ominęłam kanapę po czym spojrzałam na niego.

Przeraźliwy krzyk wydobył się z mojego gardła,kiedy zauważyłam lejącą się krew z jego gardła po koszulce i która spływa na podłogę. Malfoy miał szeroko otwarte oczy ale spokojny wyraz twarzy. Tak jakby nadal był skupiony na grze. Konsolę nadal trzymał w dłoniach,a palce były ułożone w odpowiednich miejscach.

Malfoy nie żyje.


Justin's POV


W drodze do domu dostałem smsa od Pereza z informacją,że część pieniędzy leży w walizce,która znajduje się w moim salonie. Uśmiechnąłem się pod nosem i schowałem telefon wchodząc do domu. Zamknąłem drzwi nogą i ściągając z pleców swoją skórzaną kurtkę i rzucając ją na szafkę. O ile jeżeli można nazwać ją szafką. Była totalnie zepsuta i zniszczona,nie wiem jakim cudem ona nadal tutaj stoi. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do salonu zaglądając szybko na kanapę i biorąc srebrną walizkę położyłem ją na stół.

Szybkim ruchem ją otworzyłem a moje nozdrza wypełnił zapach nowo wydrukowanych pieniędzy. Uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem jeden plik pieniędzy i zaśmiałem się głośno,ciesząc się z tego,że zarobiłem tyle kasy w taki sposób.

Jesteś geniuszem Bieber! 

W głowie miałem tylko sposobów na wydanie tej kasy. Potrzebowałem nowego sportowego auta i kilka nowych ciuchów. No i może jakiś noży bądź broni,nikt nie wie w jaki sposób mam zabijać swoje następne ofiary.

Zamknąłem walizkę i schowałem ją do szafy zamykając ją na klucz. Usiadłem wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor odprężając się. Po chwili poczułem jak mój telefon wibruje. Wyjąłem go z tylnej kieszeni spodni i odczytałem smsa.

Szybko się poderwałem otwierając szerzej oczy i zacisnąłem szczękę pociągając na końcówki swoich włosów.

OD: BROOKSY
DO: JUSTIN

"Wiem,że to ty go zabiłeś,Bieber."


Rozdział z kilku godzinnym opóźnieniem.
CORAZ MNIEJ KOMENTARZY
NIE WIADOMO CZY BLOG BĘDZIE PROWADZONY DALEJ JEZELI NIE BEDZIE CZYTELNIKÓW.
@gamemidnight_PL
@diormccann


 



wtorek, 19 sierpnia 2014

4 ROZDZIAŁ

Ważna notka pod rozdziałem!!

Jess's POV

-Ja. No. Pójdę już.- Obróciłam się na pięcie i ze spuszczona głową weszłam do szkoły.

Nie myśl o tym. To nie on. Ubzdurałaś coś sobie. 

Szłam szybkim krokiem, nawet nie zdajcie sobie sprawy jak szybkim. Dosłownie biegłam, biegłam w stronę domu. Bałam się, że nie wiem, spotkam go jeszcze raz. Że mnie pozna.

Może on Cię zna?

Znowu ten głos.

  Odpierdol się.

 Pomyślałam i uderzyłam się w czoło. Obróciłam się za siebie, nikogo nie było.

  Boże jesteś idiotką.

Głupi głos...

Zwolniłam tempo. Może faktycznie zachowuje się trochę idiotycznie, ale oczy. Te oczy. Takie idealne. Nie. Nie. Nie. Nie były idealne. Były okropne, jeśli to on. On był okropny. Dalej jest.

Otworzyłam drzwi od domu i z bardzo dużym zaangażowaniem zaczęłam iść na górę. Wyczujcie sarkazm.
Szłam smętnie po schodach. Mój i Johna pokój były takie same. Sypialnia i łazienka rodziców mieściły się na 1 piętrze. Nasze pokoje były zrobione ze strychu, czyli na samej górze, były duże, oczywiście wyprosiłam tam jeszcze jedna łazienkę. Kuchnia, salon i jeszcze jedna łazienka wraz z garderobą mamy mieściły się na parterze. Mieliśmy jeszcze piwnicę. Taka piwnica, że połowa niej była tak naprawdę dodatkowym pokojem mojego brata. Konsole, stara kanapa i wielka beczka piwa, lało się z niej ile się chciało. Cieszyłam się, że przynajmniej nigdy z chłopakami nie siedzieli gdzieś w domu i nie przeszkadzali mi.

Pierwsze co zrobiłam wchodząc do pokoju, to rzuciłam czarny plecak na podwójne, białe łóżko, które stało na samym końcu pokoju pod oknami dachowymi. Podeszłam do biurka po drugiej stronie i włączyłam MacBooka. Nawet nie wiecie jakie to jest denerwujące mieć wszystko z tej samej firmy. Wszystko. Telefon, mp3, laptop, tablet. Ojciec zawsze mówił, że woli nam dawać coś porządnego niż kupować coś co zepsuje się zbyt szybko. W sumie racja, ale nigdy nie patrzył czy inne firmy, które są mniej znane, nie są lepsze. Kocham go jako ojca, ale nie jako człowieka poza domem. Jest bardzo pazerną osobą, bynajmniej tak mi się zawsze zdawało. Wolał mieć dużo więcej niż inni. John jest taki sam. Zawsze musi być najlepszy. Zawsze musi być o nim głośno. Jedynie my z mamą jesteśmy jakieś normalne. 
Normalne na swój sposób.

Po kilku minutach laptop całkiem się uruchomił. Włączyłam spotify, zaznaczyłam wszystkie ulubione utwory i zaczęła lecieć muzyka. Wygasiłam sprzęt, a w tle dalej leciały ciche dźwięki. Leciało akurat Summer Paradise - Simple Plan. Przypomniały mi się wakacje. Wszystkie wypady. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy pierwszy raz dzisiejszego dnia.

Okej, przestań myśleć o wakacjach.

Podeszłam do łóżka, usiadłam na nim i wyjęłam z plecaka książki potrzebne mi do odrabiania lekcji. Jutro czwartek więc nie mam zbyt dużo lekcji. Jedynie biologię, chemię i matematykę, później 2 godziny wolne, bo przepada nam angielski i ostatnią znowu biologię. Otworzyłam książki na ostatnich rozdziałach i zaczęłam się uczyć.

Minęło około 30 minut i usłyszałam głośny trzask drzwi. Mama? Nie, pracuje do późna, tato wyjechał na 2 dni na Maltę, jakieś spotkanie czy coś. Jonh?

-John?- podeszłam do barierki schodów.- John! - krzyknęłam.

Słyszałam tylko śmiechy i otwieranie puszek.

Nie! Nie! Nie!

Zeszłam szybko na sam parter. Tak jak myślałam, John już rozdawał wszystkim po puszce piwa. Pewnie dopiero je kupił. Na stole stały dwie wódki. Wiedziałam.

-John? Co tu się dzieje? - podeszłam do mojego brata w kuchni.

-Jess. Wyluzuj. Zejdź do nas.

-Uczę się.

-Jak zawsze.- Prychnął i wysypywał chipsy do misek.

-Ty też powinieneś. Jesteś w 9 klasie idioto. Masz egzaminy.-Założyłam ręce na piersi.-Mama wie?

-Wiesz, że mogę robić wszystko, gdy nie ma taty. Mama zawsze mi pozwala.- Wiedziałam, że mówi prawdę. Był syneczkiem mamusi. Wszystko na zawołanie. Nie musiał nic robić. Zawsze miał podane na tacy co tylko chciał.

-Nie możecie iść na dół?-Pomyślałam o piwnicy.

-Nie, mama powiedziała, że mamy tam, do sypialni i do Ciebie nie wchodzić.- Przynajmniej pomyślała o mnie.

-Okej, ale wiesz. Uczę się, przynajmniej...- nie puszczajcie muzyki. Zanim to powiedziałam zaczęła lecieć głośna muzyka. It's my birthday. Will.I.Am wszystko zepsułeś. Wywróciłam oczami.

-Nie dąsaj się tak księżniczko.- Ktoś szepnął mi do ucha. Obróciłam się, nie było nikogo. Super, idiotyczni koledzy Johna. Tacy sami jak on. Głośno westchnęłam i poszłam na górę.

Nie umiem się uczyć w takim chaosie. Słyszałam śmiechy, a szczególnie muzykę. Głupie murzyńskie hity! W tym momencie wszystko jest głupie. Założyłam poduszkę na głowę i krzyknęłam w nią głośno. Jak to możliwe, że słyszę to, aż tutaj. Nagle dostałam wiadomość.

Name: Unknow
Text: Nie dąsaj się księżniczko.

Kto to do cholery jest? Wysłałam szybko odpowiedź.

Text: Kim jesteś? Jeśli jesteś na dole, powiedz mojemu bratu, że jest idiotą. 
Tak jak ty. Kimkolwiek jesteś.

Odłożyłam telefon, wzięłam książkę do rąk.

Justin's POV

Jestem idiotą? Chyba nie wie do kogo pisze.

Odpisałem jej szybko, niech nie myśli, że może tak do mnie mówić, ewentualnie pisać.

Text: Nie zadzieraj ze mną Jess. Następnym razem nie dam Ci odpalić papierosa.

Czy John wie, że palisz? 

Szybko dostałem odpowiedź.

Name: Jess
Text: Justin? Czy jak ty tam masz. Co chcesz? 
Odwal się, idioto.

Uśmiechnąłem się do chłopaków, powiedziałem, że idę po piwo. Ruszyłem po schodach na górę.
Wszystkie drzwi były takie same, wchodziłem do każdego pokoju. Jezu. Ile można mieć pomieszczeń.
Wywróciłem oczami. Zacząłem wchodzić na drugie piętro.
Zza drzwi po prawej stronie leciała muzyka. Oczywiście. Jakieś smęty. Lilly Wood czy coś. Nie żebym słuchał. Czasem Kim tego słucha, gdy jedziemy na akcje.

Nie pukałem, po prostu wszedłem. Stanąłem w progu. Jess leżała na brzuchu, uczyła się. Ona nie ma życia poza książkami, John mówił, że ma nawet jakieś tam stypendium.

Po co komu szkoła, jak można zabijać.

-Księżniczko. Mówiłem, ze nie jestem idiotą,

Szybko obróciła się w moja stronę. Miała wystraszoną minę. 

-Czego chcesz?- odezwała się. Cięty języczek ma.

-Może tak grzeczniej? Tak przyszedłem. Nudy na dole.

-Idź do Johna, on Cię wybawi z tej nudnej sytuacji - wywróciła oczami, bała się, wiedziałem to.

-Nie bój się, kim ja jestem, zabójca?- zaśmiałem się. 

-Idź już, uczę się. Na dole, piwnica, zagraj sobie w coś na konsoli. Nie będzie Ci się nudzić.

Malfoy.

-Dobra dzięki mała.-Puściłem jej oczko. Rzuciłem obok niej swoją zapalniczkę.- Pewnie Ci się kiedyś przyda.

Wyszedłem z pokoju i szybkim krokiem szszedłem na dół. 

-Malfoy, chodź zagrać ze mną, samemu mi się nie chce.

-Okej! - głupiec odpowiedział i cieszył jakby był małym chłopcem.

Po około 15 minutach wszystko było już normalnie. Musiałem tylko jeszcze umyć ręce.
Wszedłem do pierwszej lepszej toalety, bodajże na pierwszym pietrze. Ten dom jest za duży.
Myłem ręce, jak zawsze ciężko schodziło, czemu nie robię tego od razu po robocie? Usłyszałem z tyłu szmer. Obróciłem się. Stała tam Jess.

-To krew? -spytała i zasłoniła usta dłonią.

Cholera jasna. 



JEŻELI CZYTASZ TMG PROSZĘ KOMENTUJ. TO DLA NAS BARDZO WAŻNA A DLA WAS TO TYLKO CHWILA! JEŻELI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH PO PORTU NAPISZ POD ROZDZIAŁEM SWÓJ USER. 
PROSZĘ POLECAJCIE INNYM NASZEGO BLOGA. JEŻELI CHCECIE MOŻECIE FOLLOWNĄĆ NAS NA OFICJALNYM KONCIE FF @midnightgame_PL
MOŻECIE ZADAWAĆ NAM RÓWNIEŻ PYTANIA O KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH. W RAZIE JAKIEGOŚ KONTAKTU MOZECIE PISAĆ DO NAS NA TT @diormccann @cyruzor



piątek, 15 sierpnia 2014

3 ROZDZIAŁ

Jess's POV

Chyba nigdy tak bardzo się nie bałam, wszystko to przez ostatnie, dziwne sytuacje.

-Ziemia do Jess! -Em machnęła mi ręką przed twarzą.- Nie bój się tak. Nikt nagle nie wybiegnie z nożem i nas nie zadźga - zaśmiała się.

Nie byłabym tego taka pewna.

Bałam się strasznie. Nigdy nie miałam obawy przed ciemnością, ale teraz? Jakoś czułam się inaczej. Miałam wrażenie, że nagle ktoś za mną zacznie biec. Że będziemy musiały uciekać. Powtarzam kolejny raz, bałam się.

-Jejku, wyluzuj się. Chcesz zapalić? -Moja przyjaciółka, grzeczna blondynka.

-To ty palisz? -Zapytałam zdziwiona.

 Nie zastanawiałam się zbyt długo, dawno nie paliłam. Przeważnie, gdy chciałam, to John od razu mówił, że nie mogę. Wiedziałam, że nie powie rodzicom, ale jednak udawałam, że chowam lub wyrzucam. Palić przestałam, gdy przyszłam do liceum. Za dużo czasu spędzałam nad książkami. Przyznaję się, dość często tak spędzam wieczory, a skutki są jakie są.

Blondynka odpaliła papierosa i podała mi zapalniczkę.

-Uwielbiam takie wieczory. Od śmierci Lucasa zawszę tak je spędzam. Wiesz jak jest spokojnie wtedy?- Popatrzyła na mnie. 

Odpaliłam swojego papierosa i zaciągnęłam się porządnie. Trzymałam dym w płucach dość długo. Delektowałam się każdym buchem. Dawno się tak nie czułam. Strach zmienił się w przyjemność. Było ciemno, a ulice były już dość puste. Aż miło się szło.

Nie rozmawiałyśmy przez kawałek drogi. Nie było o czym, zdaje mi się, ze każda myślała o tym, co było kiedyś, a co będzie jutro, pojutrze. Wyrzuciłam niedopałek i przydeptałam butem.

-Odprowadzić Cię?- Zapytałam Em. 

Niestety mieszkała kawałek ode mnie, ale nie miałam zamiaru jeszcze wracać do domu.

Reszta drogi pod dom Emily minęła mi tak szybko. Rozmawiałyśmy jak kiedyś. Przyznała się, że ma na oku Nathana. Doradziłam jej co powinna zrobić, że mogłaby to spokojnie rozegrać. Nie chciałam dawać jej nadziei, podejrzewam, że mojemu przyjacielowi podoba się ktoś inny, ale kto wie.

Porozmawiałyśmy chwile pod jej domem. Miałam już iść do domu, ale w pewnej chwili się wróciłam.

-Em! -zawołałam dziewczynę, która stała już przed drzwiami.

-Mogę jednego papierosa? Tak na zmniejszenie stresu? Ciemno jest i...

-Nie tłumacz się, masz.-Podała mi paczkę, były w niej tylko 2 papierosy, chciała sie pozbyć opakowania, tak strzelam.

Nic nie powiedziałam, uśmiechnęłam się. Bezgłośnie powiedziałam, że dziękuje. Blondynka pomachała mi i weszła do domu. Ja też ruszyłam, już późno.

Założyłam słuchawki i włączyłam jakąkolwiek muzykę, aby tylko się rozluźnić. Sięgnęłam do kieszeni swojej kurteczki jeansowej i wyjęłam jednego papierosa.

-Kurwa zapalniczka. -Popukałam się po głowie. -IDIOTKA!

Szłam już prostą drogą, miałam nadzieję, że dojdę jak najszybciej do domu i odpalę papierosa, tak dla spokoju. W pewnej chwili w ramię szturchnął mnie z naprzeciwka idący chłopak. Było ciemno, nie widziałam jego twarzy.

-Sory - usłyszałam od nieznajomego. Był w kapturze i chyba miał na sobie czapkę, nie jestem pewna.

-Nie szkodzi, też się zagapiłam. Masz może zapalniczkę? Jak już się minęliśmy - wywróciłam oczami. Co ty robisz Jess, a jak to jakiś zabójca?- pomyślałam i zaśmiałam się w myślach ze swojego idiotyzmu.

-Mam, mam - podszedł do mnie bliżej i odpalił ją. Płomień rozświetlił jego oczy. Zagapiłam się w nie. Były piękne, ale jakbym je gdzieś już widziała, pewnie w szkole, zapewne, wyglądał na 19 lat, może 20. Z kolejnych rozmyśleń wyrwał mnie głos chłopaka.

-Szkoda mi trochę gazu - zaśmiał się.

-Ah sory. Zamyśliłam się - uśmiechnęłam się głupio i odpaliłam papierosa.- Dzięki.

-Spoko - zgasił płomień i szybkimi krokami odszedł. Widocznie gdzieś się śpieszył.

Zrobiłam podobnie, szybko ruszyłam do domu. Zdziwiłam się, bo już po 5 minutach byłam pod drzwiami. Nawet nie interesowałam się kto jest w domu. Ciągle zastanawiało mnie skąd kojarzę te oczy.

Były tak idealne.



Justin's POV

Razem z Kim wysiadłem z mojego nowego sportowego auta Ferrari 599 GTO. Zamykając go zdjąłem przeciwsłoneczne okulary spoglądając na Newton z uśmiechem. Zaśmiała się cicho podciągając rękawy kurtki do góry.

-Gotowy na dzisiejsze zlecenie? -spytała spoglądając na mnie.

-Jak nigdy. -mruknąłem wchodząc razem z nią do szkoły.

Wszystkie oczy skierowały się na nas. Wszystkie głosy na korytarzu ucichły,a ja uśmiechnąłem się oblizując wargi i spojrzałem znacząco na przyjaciółkę, po czym skręciłem w pierwszy korytarz na lewo. Skierowałem się w stronę szafek i wyjąłem z kieszeni list,który rzekomo napisał ten bachor Kyle Torres.

"Wyjechałem z Lydią na wakacje,chcę odpocząć od szkoły i od tego wszystkiego. Po tej kontuzji podczas gry w lacrosse przez jakiś czas nie mogę grać. A to wielka szkoda,bo jestem najlepszym zawodnikiem w drużynie. Odezwę się za jakiś czas. Wyłączam telefon,nie szukajcie mnie. 
Kyle."

Po przeczytaniu listu wybuchnąłem śmiechem wsuwając kartę do szafki Torresa. Co za zjebany dzieciak chodzi w ogóle po tym świecie. Gdybym wiedział o nim wcześniej,już dawno bym się go pozbył. Nienawidzę głupich,bogatych i rozpieszczonych dzieciaków z  Lincoln High.

Rozejrzałem się dookoła i gdy zauważyłem że nadal nie ma nikogo na korytarzu,wszedłem przez drzwi,które prowadziły do niewielkiego przyciemnionego korytarza z wyjściem ze szkoły. Wsadziłem ręce do kieszeni spodni i zacząłem iść przed siebie. W oddali usłyszałem cichy jęk,więc wiedziałem,że wszystko idzie zgodnie z planem. Uśmiechnąłem się pod nosem spoglądając na dwie sylwetki stojące pod ścianą.

Kim miała zawieszone ręce na szyi Torresa gdy ten przyssał się do jej szyi. Wywróciłem oczami widząc jak bardzo jest tym zajęty. Podchodząc,szybko złapałem go za jego długie blond włosy i przyciągnąłem do siebie.

-Cześć,dzieciaku. -zaśmiałem się patrząc na niego.

Przerażenie malowało się na jego twarzy. Chłopak nawet nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zaśmiałem się kręcąc głową.

-Naprawdę Torres? Gdzie ta twoja niewyparzona morda?

-Jay,możemy już iść. -mruknęła Kim.

 Otworzyła tylne drzwi i wskazując na auto Tylera,które podjechało pod samo wejście. Pokiwałem głową nadal trzymając chłopaka za włosy i popchnąłem go w stronę auta.

-Gdzie mnie kurwa prowadzicie?! Co ja wam zrobiłem?! -krzyczał Kyle próbując się wyrwać.

-Zamknij kurwa mordę. -westchnąłem wrzucając go do bagażnika.

Wsiadłem na miejsce pasażera obok Tylera,kiedy Newton zamykała tylne drzwi szkoły. Wsiadła do auta i szybko odjechaliśmy w stronę magazynów.

~*~

Kim szła przodem otwierając drzwi od pokoju,w którym znajdował się Perez. Zaraz za nią wszedłem ja,popychając Torresa na ziemię. Tyler zamknął za nami drzwi.

-O proszę,kogo my tu mamy. 

Perez uśmiechnął się ukazując swoje złote sztuczne zęby i wstał ze skórzanego fotela,odkładając kieliszek z czerwonym winem na biurko. 

-Jak dobrze,że osobiście się mogę tobą zająć.

Szef zaśmiał się kopiąc chłopaka w brzuch,który bardziej skulił się na podłodze. 

-Dobra robota. Pieniądze zostaną przelane na wasze konta. Czekajcie na kolejne zadania. 

Pokiwałem głową oblizując wargi. 

-Wracam do szkoły,by nie wzbudzić podejrzeń. Spróbuję wyciągnąć trochę kasy od tych bogatych bachorów. -mruknąłem.

W odpowiedzi dostałem tylko kiwnięcie głową Pereza. Wyszedłem z magazynu a kiedy wsiadałem do auta usłyszałem tylko strzał z pistoletu. 


Jess's POV

Szukałam tego idioty po całej szkole. Napisał mi tylko smsa, że musi mi dać klucze do domu, bo on idzie po szkole z nowym znajomym pokazać mu kluby, a rodzice wrócą późno.

 Idiota. Brat idiota.

Chodziłam po całej szkole, sprawdzałam nawet w klasach, bibliotece - gdzie John nigdy nie postawił nawet nogi. Nic dziwnego, jak mówiłam - idiota.

Zapomniałam o jednym miejscu, wiedziałam! Szybkim krokiem poszłam do wyjścia tylnego ze szkoły. Pewnie był na tyłach, jak zawsze, gdy jego znajomi palili, a on "tylko" dotrzymywał im towarzystwa.

Jestem ciekawa, jak wygląda ten nowy kolega. Mniejsza o to w sumie, nie szukam nikogo, a szczególnie nie na jeden raz. Wyszłam tylnym wejściem i kierowałam się za szkołę. Tak jak myślałam, słyszałam śmiechy.

Doszłam do chłopaków. Nigdzie nie było Johna.

-Cześć Nathan.- uśmiechnęłam się do przyjaciela.

-O Jess! Szukasz Johna? Pewnie jest gdzieś z Ann.

-Kurwa- wyszeptałam.- Miał mi dać klucze do domu.

Nagle jakiś chłopak zaszeleścił pękiem kluczy przed moją twarzą, zauważyłam tam znajomy mały samochód przyczepiony do nich. Klucze Johna.

-Kazał Ci je dać - chłopak uśmiechnął się i podał mi klucze.

Znałam go, wczoraj. Wczorajszy wieczór. Noc. Zapalniczka. Dzień w którym zginął Lucas.

To były te oczy, poznałam je...


I mamy kolejny rozdział! Już 3, a może dopiero?
Dziękujemy wam za komentarze, jest ich mało, niestety :(
Dlatego prosimy! KOMENTUJCIE!
To bardzo motywuje! 
I NAPRAWDE WAZNE!
KONTO NA TT: @midnightgame_PL, 
również moje @janoley i Marceli @diormccann.
Rozdział pisałyśmy znowu RAZEM :)
PISZCIE NAM W KOMENTARZACH SWOJE USERY!