sobota, 30 sierpnia 2014

7 ROZDZIAŁ

Jessica's POV

Powoli otworzyłam oczy i przyzwyczaiłam je do całkowitej ciemności,która panowała w pomieszczeniu,w którym teraz się znajdowałam. Popełniłam błąd przekręcając się na bok. Ból zmroził całe moje ciało,a z mojego gardła wydobyło się cicho szlochanie. Zacisnęłam dłonie w pięści i zapłakałam głośno ponownie przekręcając się na plecy. 

-Widzisz do czego doprowadziłaś,Brooksy? 

Justin chodził po pomieszczeniu zapalając pojedyncze lampy na suficie. Zmrużyłam delikatnie oczy spoglądając na niego. Miał zaciśniętą szczękę a jego mięśnie były napięte..tak samo jak pięści. 
Splunął na podłogę i gwałtownie odwrócił się w moją stronę pośpiesznie do mnie podchodząc i kucając obok mnie. 

-Nie mogłaś zostać w domu i siedzieć na tej swojej seksownej dupie? -chłopak zagryzł wargę,ale zaraz przybrał swój stary wyraz twarzy.

Zaskoczył mnie tymi słowami. 

-Ch-chciałam tylko sprawdzić gdzie jedziesz.. -wyszeptałam nadal na niego patrząc a łzy lały się po moich policzkach. 

Pokręciłam głową próbując uwolnić swoje związane ręce,jednak nie mogłam wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. 

-Proszę wypuść mnie..błagam. 

Ale on milczał. 



Justin's POV


Masz dziwne wyczucie czasu na gadanie o tyłku Brooksy,Jay.

Ogarnęło mnie dziwne uczucie..nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem.

Czy to żal?

Smutek?

Spojrzałem na leżącą na materacu Jess,która próbowała uwolnić swoje dłonie i przekręcić się na na bok. Z każdym ruchem widziałem w jej oczach coś dziwnego.

Nie byłem w stanie tego opisać.

-Ch-chciałam tylko sprawdzić gdzie jedziesz.. -wyszeptała spoglądając na mnie

Po jej policzkach spływały łzy.

-Proszę wypuść mnie..błagam.

Nie.

Nie,przestań Jess.

-Nie zabijaj mnie..proszę.

Coś we mnie pękło. Czułem jak moje mięśnie już przestają zmieniać być napięte. Czułem się dziwnie w środku..czułem się źle kiedy patrzyłem na Jess.

Czułem wyrzuty sumienia. 

Złapałem jej dłonie i pośpiesznie je uwolniłem. Spojrzałem na jej zdezorientowaną twarz i niepewnym ruchem przyłożyłem kciuk do jej policzka powoli ocierając jej łzy. Czułem jak moje serce wali mi w piersi. Nigdy czegoś takiego nie czułem będąc przy żadnej dziewczynie. 

Spoglądając w jej oczy,czułem jak przestaje się trząść kiedy trzymałem ją blisko siebie. Nie byłem pewny kiedy ją do siebie przytuliłem. Myślałem,że dziewczyna się wyrwie,ale ona była we mnie wtulona a twarz trzymała w zgięciu mojego prawego łokcia. Była strasznie skulona..widziałem,że się bała. Byłem cicho,nie odrywałem od niej wzroku. Czekałem aż sama coś powie. Jednak ona milczała. 

Czuję,że jestem człowiekiem.

Czuję,jak moje serce bije. 


Jessica's POV

Na skórze nadal czułam dotyk jego ciepłych dłoni i słyszałam jego nierówne bicie serca.

Morderca okazał serce.

Od tamtego zdarzenia minął tydzień a ja nadal go nie widziałam. Nie spotykałam go w szkole,na ulicy ani nawet tutaj w domu,kiedy John przyprowadzał do nas swoich kolegów. Co do sprawy z Malfoy'em..

Ludzie mówią,że zaginął.

Ale on nie żyje.

Policja ciągle szuka jakiś poszlak,jednak nadal grają w kotka i myszkę z grupą ludzi,którzy za tym wszystkim stoją. To mnie zabija. Nie mogę patrzec na te rozwieszone plakaty ze zdjęciem Malfoya. Nie mogę znieśc widoku jego matki,która zrozpaczona ciągle wypytuje ludzi,czy ktoś przypadkiem nie widział jej syna. A ludzie są przestraszeni tą ilością "samobójstw",które idealnie wiążą się z jakimś kodem..

A ja nie mogę go poznac.

To wszystko mnie męczy,nie mogę tego wymazac z pamięci. Nie mogę dac po sobie poznac tego,że jestem przerażona tym wszystkim. Mimo wszystko muszę byc silna i nie wpadac w kolejne kłopoty z grupą Justina.

O mały włos nie zginęłam tamtego dnia.

Wychodząc z pokoju usłyszałam dźwięk mojego telefonu,który leżał na moim łóżku. Od kilku dni nie dostałam żadnej wiadomości. Odwróciłam głowę przez ramię i spojrzałam na swoje łóżko. Podeszłam do niego biorąc telefon do ręki i odczytując wiadomośc.

OD: JUSTIN
DO: JESS

"Za tobą."

Automatycznie moje oczy się rozszerzyły a telefon upadł z powrotem na łóżku. Powoli odwróciłam się i ujrzałam zakrwawionego Justina opierającego się o framugę drzwi. Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami i osunął się na ziemię prawdopodobnie z braku sił.

O mój boże.

Podbiegłam do niego i sprawdziłam jego puls. Gdy upewniłam się,że jest stabilny zaczęłam go szybko budzic.

-Justin proszę otwórz oczy.

Mruknęłam patrząc na niego,ale on nie reagował. Po kilku próbach chłopak otworzył oczy i od razu spojrzał na mnie.

-Powiedz,że umiesz wyciągnąć kulę z ciała postrzelonego.

Przełknęłam ciężko ślinę kiwając głową.

Justin wziął moją dłoń i położył ją na swoim brzuchu. Podniosłam delikatnie koszulkę do góry a moim oczom ukazała się duża rana postrzałowa.

-Cholera jasna.

Pomogłam chłopakowi wstać, posadziłam go na łóżku.

-Nie ruszaj się. Coś wymyślę.

Pobiegłam szybko do najbliższej łazienki, wzięłam potrzebne rzeczy. Szybko zamoczyłam kawałek ręcznika i pobiegłam do Justina.

Leżał na łóżku..pewnie cholernie go bolało.

Nie wiedziałam co mam robić. W sumie moje ręce same to robiły. Lekko przemyłam ranę i wytarłam krew. Dobrze, że nie było żadnego krwotoku, a kula postrzałowa nie była głęboko.

Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale po kilkunastu minutach kula była już na mojej dłoni.
Dobrze,że mama nauczyła mnie zszywać rany,jest pielęgniarką już od 10 lat. Po skończeniu dokładnie owinęłam ranę Justina bandażem.

-Justin?-szepnęłam do chłopaka, który leżał na łóżku.

-Mogę zostać? Nie dam rady wrócić.

Nie odpowiedziałam, przykryłam go i wyszłam zamykając drzwi na klucz.
Posprzątałam wszystkie rzeczy odkładając na miejsce. Ręcznik wyrzuciłam do kosza.
Umyłam ręce. Dalej nie mogłam zrozumieć tego, że mu pomogłam.

Jak? Dlaczego?

Justin's POV

Obudził mnie szmer. Otworzyłem oczy. Nade mną wisiał baldachim.

Gdzie ja kurwa jestem?

Chciałem wstać, ale gdy sie ruszyłem od razu zabolał mnie brzuch.

-Uważaj, opatrunek. Zaraz Ci go zmienię.

Byłem zdezorientowany. Co się stało wczoraj. Czemu jestem u Jess?

-Boli Cię jeszcze tak jak wczoraj?

Dziewczyna podeszła i zaczęła odwiązywać bandaż. Przemyła ranę.

Gdy pochyliła sie nade mną, czułem jej zapach. Pamiętam go. Wczoraj pachniała tak samo. Nie wiem nawet czym. Przypomniało mi się, że to ona mi pomogła.

Kilkanaście minut później miałem nowy opatrunek. Krew już, aż tak nie leciała.

-Powinienem już iść.- wstałem bardzo powoli z bólem.

-Justin? Możemy pogadać później? Przyjadę do Ciebie.- Mówiła cicho.

-Jasne.- Wyszedłem nie dodając nic więcej.



Jess's POV



Dzisiejszy dzień mijał mi spokojnie. Cały czas myślałam o Justinie.
Czemu? Nie wiem.

Miałam jeszcze dwie lekcje. Dostałam wiadomość stojąc przed klasą z Emily.

OD:JUSTIN
DO:JESS

"St.Adams 45. Będę czekał. Przyjedź PO SZKOLE."

Uśmiechnęłam się. Emily,jak to ona chciała wszystko wiedzieć. Jednak mimo jej nalegań nie pokazałam jej smsa. . Mówiła, że Justin jest dziwny. Niby mam się trzymać od niego z daleka. Po co mam dawać jej powody do niepokoju.

Wole ją, gdy się uśmiecha.

Po szkole wsiadłam do autobusu i jechałam, dość długo. Czemu musi mieszkać w dość odległej dzielnicy od szkoły. Czemu?

Nawet sama nie rozumiałam, czemu cieszyłam się, że go zobaczę.

Wysiadłam z autobusu. Bylo tu tak spokojnie. Jak nie dzielnica dla zabójcy. A może właśnie na odwrót.
Szłam kilka minut i zauważyłam. 45.
Zadzwoniłam do drzwi. Nagle drzwi się ruszyły.

Otworzył Tyler. Cała drżałam.


Okej rozdział 7,przepraszam że tak późno ale nie mam laptopa i nie miałam jak dodać tego rozdziału. Ola jedzie do internatu więc będzie mogła pisać rozdziały tylko w weekendy..a ja w wolnych chwilach. Dziękujemy za ponad 3000 wejsc. Mamy nadzieje ze to ff wam się podoba,jeżeli będzie ono miało nadal czytelników będzie prowadzony nadal.
Teraz rozdziały byly dodawane co 4 dni.
MOŻE BYC TAK ZE OD TEJ PORY BĘDĄ DODAWANE CO TYDZIEŃ. 


wtorek, 26 sierpnia 2014

6 ROZDZIAŁ

BARDZO WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM.
PRAWDOPODOBNIE BLOG ZOSTANIE ZAWIESZONY.


Justin's POV

Kurwa, skąd ona wie. Przecież wszystkie ślady...ciało. 

Kurwa Bieber ty idioto! Nie schowałeś ciała. Robisz to tyle razy w miesiącu, a raz wpadłeś. 

Nie zostawiłem nawet jebanego liściku tak "jakby co". I co? I jest to tak "jakby co".

Szybko wyszedłem z domu nie biorąc nawet swojej kurtki. Wiedziałem, że muszę to załatwić. Kurwa.
Jechałem bardzo szybko. Jak zawsze bogate dupki mieszkają na końcu miasta. Odpaliłem papierosa i wziąłem głębokiego bucha. Trochę odstresowania. Po chwili bylem już na miejscu. Zadzwoniłem do drzwi.

-Justin? - Drzwi otworzył John.

-Siema.-Przybiłem z nim piątkę.- Wiem, że juz późno, ale jest Jess?

-Jasne, na dole. Gra od ponad godziny na xboxie. Zaprowadzić Cię? - John chciał już otworzyć drzwi do piwnicy.

-Nie! To znaczy. Wiem, gdzie iść. Dzięki. - Uśmiechnąłem się sztucznie i zacząłem schodzić na dół. Jess siedziała na kanapie. Ciała nie było.

-Brooksy?

-Ty jesteś kurwa popierdolony! Jesteś zjebany! Idioto! Kurwa! - podbiegła do mnie i zaczęła pięściami bić mnie w klatkę piersiową.- Ty gnoju! On miał 19 lat! On był kimś! A ty jesteś nic nie wartym gównem! 

-Spokojnie!- odsunąłem ją od siebie. Usiadła na kanapie.- Gdzie ciało?- Powiedziałem cicho.

-W szafie, schowałam, a jak myślisz? Nie zostawie go tutaj przecież. Masz je idioto stąd zabrać!- Chyba sie nie bała. Nie tak jak wtedy. Dziwne.

-Okej! Już biorę!- Podniosłem ręce w geście obronnym - tam? - Pokazałem na szafę.

-Tak, daje Ci 10 minut, wypierdalaj, pójdę zagadać Johna.

Wiedziałem, że komuś powie. Wiedziałem to. Nie mogłem tak tego zostawić. 

Dobra. Zrobię to później. Nie będzie miała suka życia.

Poczekałem 4 minuty. Otworzyłem szafę. Nie śmierdziało jeszcze żadnym trupem. Ciało było świeże. 

Jestem idiotą, jak mogłem to tak zostawić. Jak? 

Po następnych 10 minutach byłem już z wielkim, czarnym workiem na końcu ulicy. Rzuciłem nim obok płotu i zadzwoniłem do Tylera.

-Stary przyjedź do mnie busem. Mam ciało. Wyśle Ci wiadomożć z ulicą.- Rozłączyłem się. Automatycznie wysłałem mu wiadomość z adresem ulicy, na której się znajdywałem. 

Tyler przyjechał dość szybko, był już po 15 minutach. Wsiadłem do tyłu razem z Malfoyem, no w sumie z jego ciałem. Tyler wsiadł za kierownicę i ruszyliśmy.

Brooksy. Przypomniało mi się, że nie mogę tak tego zostawić.

DO: BROOKSY

TEXT: Okej. Zdajesz sobie sprawę, że możesz skończyć jak twój śmierdzący i tak naprawdę nic nie warty kumpel? Pewnie, jesteś mądra. Oszczędziłem Cię tamtego dnia, gdy zginął Larry?Lucas? Jak on miał? Ostatnio też, podczas spotkania w nocy. Mogłem Cię pierw zerżnąć, a później zabić. Nie zrobiłem tego. Do 3 razy sztuka. Uważaj lepiej, nikt ma się nie dowiedzieć. Twój Justin.

Wysłałem wiadomość  z uśmiechem na twarzy. Teraz nic nie powie.

Mała suka.

Schowałem telefon po dojechaniu na miejsce. Byliśmy w lesie. 

Czas na pogrzeb Malfoy.

Jess's POV

Musiałam udawać silną po wczorajszym wieczorze. Nie wiedziałam, że uda mi się zasnąć, a spałam jak małe dziecko, pewnie z emocji. Wstałam rano, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i lekko pomalowałam. 

Dzisiaj komuś powiem

Tylko komu? Sprawdziłam na telefonie godzinę, w rogu pokazał mi się, że mam nieodebraną wiadomość. Otworzyłam. 

O kurwa. Zamarłam.

Jechałam z Johnem do szkoły. Nic nie zjadłam w domu. To ze strachu. Powiedziałam bratu, że źle się czuję i nie mam ochoty na rozmowy, pewnie dlatego było tak cicho w aucie. Cała droga minęła mi szybko, zbyt szybko. Wiedziałam, że będzie w szkole. Czeka na mnie. Nie potrafiłam zrozumieć tylko jednego. "Mogłem Cię pierw zerżnąć, a później zabić". Powtarzałam w głowie.

Skoro mógł mnie zabić już dwa razy, czemu tego nie zrobił? Czemu nie zabił mnie tam zamiast Lucasa? Albo w drodze do domu. Czemu nie zrobił tego wtedy?

Przez cały dzień zastanawiałam się nad tą wiadomością. Nie umiałam się skupić na nauce. Zadzwoniłam do mamy czy mogę wrócić do domu. Zgodziła się, pewnie pomyślała, że to przez wczorajszą imprezę. Wzięłam kluczyki od auta Johna. Byłam już na parkingu kiedy zauważyłam jak Justin wychodzi ze szkoły i idzie do swojego auta. Szybko podbiegłam do Jeep'a mojego brata i ruszyłam za nim w bezpiecznej odległości. 

Jechałam dość długo. Gdy wyjechałam zza miasta zwolniłam, aby ten idiota z idealnymi oczami mnie nie zauważył. Skręcił w las, poczekałam trochę i ruszyłam tam. Jechałam drogą. Sam piach. Wysiadłam z auta i ruszyłam pieszo przed siebie. Widziałam jak Justin wita się z jakimś facetem, wszedł przez bramę, zza niej dostrzegłam pełno magazynów. Po cholerę tutaj przyjechał.

Szłam wzdłuż murów. Znalazłam małe otwarcie, przez które mogłam zobaczyć co jest w środku. Stałam tam około pół godziny wypatrując Justina.

Po następnych minutach, ktoś nagle złapał mnie za ramię. Wystraszona jak nigdy obróciłam głowę i zobaczyłam wysokiego i chudego chłopaka, trzymał w ręku broń.

W pewnym momencie usłyszałam cichy strzał z tłumika. Brązowooki dostał prosto w serce. Upadł na ziemię. Obróciłam głowę w bok i popatrzyłam kto strzelił.

-Co ty tu kurwa Brooksy robisz? - wysyczał Justin.

Już po mnie. Zabije mnie. 

Czułam,że wszystkie kończyny odmawiają mi posłuszeństwa. Nie byłam wstanie się poruszyć,czułam że kolana się pode mną uginają. Serce waliło mi w piersi kiedy Justin zaczął się do mnie zbliżać. Zza nim stał chłopak,który chwilę później już trzymał mnie za ramię,teraz przeniósł dłoń na moją szyję i delikatnie mnie poddusił. 

Złapałam za jego rękę i próbowałam go odepchnąć,ale w tym momencie on się odezwał.

-Wiesz,że powinienem cię teraz zabić? -zaśmiał mi się w twarz.

-Puść ją,Tyler. -odezwał się Justin i podszedł bliżej nas. -Zaprowadź ją do strefy 0 i zamknij za sobą drzwi. Ja zaraz się nią zajmę, tylko pozbędę tego gnojka.- Kopnął lekko leżące ciało.

Wysyczał te słowa blisko mojego ucha i popchnął mnie za ramię,a Tyler pociągnął mnie w stronę bocznej bramy przez co upadłam na ziemię z głośnym hukiem,dosyć mocno ocierając sobie kolana. Syknęłam z bólu powoli podnosząc się z ziemi.

-Rusz się,kurwa! -wrzasnął Tyler.

W tym momencie poczułam mocne uderzenie w żebra. Wrzasnęłam z bólu ponownie upadając na ziemię. Moje oczy zaszły łzami a ból przejmował moją klatkę piersiową. Zacisnęłam mocno powieki skulając się na ziemi i z trudem łapiąc powietrze. Po chwili musiałam przekręcić się na plecy,by złagodzić ból. Zakręciło mi się w głowie kiedy otworzyłam oczy. Widziałam tylko zamazany obraz już zachmurzonego nieba i niewyraźną twarz tego chłopaka.

A potem moje powieki opadły. Ogarnęła mnie ciemność.

I cisza. 


OKEJ,MAMY KOLEJNY ROZDZIAŁ ALE PRZEZ BRAK CZYTELNIKÓW I KOMENTARZY PRAWDOPODOBNIE ZOSTANIE ZAWIESZONY. BĘDĘ STARAĆ SIĘ O WIĘCEJ KOMENTARZY ALE TO ZALEŻY OD WAS,BO JEŻELI CHCECIE POZNAĆ DALSZE LOSY BOHATERÓW MUSIMY WIDZIEĆ,ŻE KTOŚ CZYTA TEGO BLOGA.
PODNOSIMY STAWKĘ. NASTĘPNY ROZDZIAŁ (JUŻ O WIELE DŁUŻSZE OD TEJ PORY BĘDĄ PISANE) WSTAWIĘ GDY BĘDZIE MINIMUM 25 KOMENTARZY.
UDA WAM SIĘ? 
LICZYMY NA WAS
@gamemidnight_PL
@chillmccann




piątek, 22 sierpnia 2014

5 ROZDZIAŁ

Justin's POV


Gratulacje Bieber. 

No myśl kurwa co jej powiedzieć. Przecież jesteś seryjnym mordercą. Wywiniesz się z tego.

Zamknij kurwa mordę. 

-Skaleczyłem się. -powiedziałem to co padło mi na język i wzruszyłem ramionami.

 Jessica zmarszczyła nos i chyba nie do końca wierzyła w to co powiedziałem. Pokręciła głową otwierając usta i cofając się w tył. Widziałem jak na jej twarzy maluje się przerażenie i niepewność. Zaśmiałem się pod nosem patrząc na nią i wycierając mokre dłonie o ręcznik.

-Lepiej by było,żebyś uwierzyła w to co mówię,bo twój wyraz twarzy wprawia mnie w furię,Brooksy. Może lepiej byś wróciła do tych pieprzonych książek i pozwoliła mi w spokoju skorzystać z tej jebanej toalety.

Gdy to mówiłem moja szczęka była zaciśnięta,a mięśnie napięte. Z chwilą wypowiadania każdego zdania,dziewczyna cofała się coraz dalej a kiedy wpadła na ścianę po prostu wybiegła z łazienki,a po chwili usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi na klucz. W tym momencie dostałem smsa.

OD: NIEZNANY
DO: JUSTIN

"Poszło ci niezwykle dobrze,pieniądze przelewam na twoje konto. Pilnuj tylko tej suki,by o niczym się nie dowiedziała,a nadal będziesz grał razem za mną."

Przewróciłem oczami czytając ostatnią część smsa i schowałem telefon do kieszeni schodząc na dół i żegnając się z chłopakami pod pretekstem wyjścia do pracy. Idioci są już tak pijani,że nawet nie zorientowali się,że kogoś brakuje. 

Tym lepiej dla mnie!


Jessica's POV

Serce nadal waliło mi w piersi,a przed oczami nadal miałam obraz krwi na dłoniach Justina. Zamknęłam na chwilę powieki biorąc głęboki oddech i próbując się uspokoić,jednak to wszystko poszło na marne.

Odłożyłam książki na biurko i wyszłam powoli z pokoju rozglądając się po korytarzu czy przypadkiem nie kręci się ten idiota. Wytężyłam słuch i wiedziałam że na dole już nikogo nie ma. Zeszłam na chwilę na dół i widząc jaki syf po sobie zostawili postanowiłam posprzątać. Wzięłam z kuchni czarny worek na śmieci i ponownie wróciłam do salonu zaczynając wrzucać do niego zgniecione puszki po piwie i innego rodzaju śmieci. Widząc na stole jednego papierosa schowałam go szybko do kieszeni swojej czarnej bluzy i kontynuowałam sprzątanie.

Mój brat zawsze musiał być na pierwszym miejscu. Mama zawsze wszystko za niego robiła,a ja musiałam wszystko sprzątać. Czasami mam wrażenie,że tylko tata jest po mojej stronie,ale on pojawia się tylko raz na kilka miesięcy. Wyjeżdża na misję i boję się,że każde nasze spotkanie może być ostatnie.


Zawiązałam worek i wyniosłam go przed dom. Ocierając czoło przedramieniem przypomniałam sobie o piwnicy,że tam też może być niezły syf. Przewróciłam oczami głośno wzdychając. Otworzyłam drzwi od piwnicy zapalając światło i schodziłam powoli po schodach,które zawsze skrzypiały. Gdy zeszłam na dół,zauważyłam,że na kanapie nadal siedzi Malfoy. Przynajmniej tak mi się zdawało,gdyż siedział do mnie tyłem.

-Mal,co tutaj robisz? -spytałam podchodząc bliżej niego.

Nie odpowiedział.

-Malfoy? -powtórzyłam i ominęłam kanapę po czym spojrzałam na niego.

Przeraźliwy krzyk wydobył się z mojego gardła,kiedy zauważyłam lejącą się krew z jego gardła po koszulce i która spływa na podłogę. Malfoy miał szeroko otwarte oczy ale spokojny wyraz twarzy. Tak jakby nadal był skupiony na grze. Konsolę nadal trzymał w dłoniach,a palce były ułożone w odpowiednich miejscach.

Malfoy nie żyje.


Justin's POV


W drodze do domu dostałem smsa od Pereza z informacją,że część pieniędzy leży w walizce,która znajduje się w moim salonie. Uśmiechnąłem się pod nosem i schowałem telefon wchodząc do domu. Zamknąłem drzwi nogą i ściągając z pleców swoją skórzaną kurtkę i rzucając ją na szafkę. O ile jeżeli można nazwać ją szafką. Była totalnie zepsuta i zniszczona,nie wiem jakim cudem ona nadal tutaj stoi. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do salonu zaglądając szybko na kanapę i biorąc srebrną walizkę położyłem ją na stół.

Szybkim ruchem ją otworzyłem a moje nozdrza wypełnił zapach nowo wydrukowanych pieniędzy. Uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem jeden plik pieniędzy i zaśmiałem się głośno,ciesząc się z tego,że zarobiłem tyle kasy w taki sposób.

Jesteś geniuszem Bieber! 

W głowie miałem tylko sposobów na wydanie tej kasy. Potrzebowałem nowego sportowego auta i kilka nowych ciuchów. No i może jakiś noży bądź broni,nikt nie wie w jaki sposób mam zabijać swoje następne ofiary.

Zamknąłem walizkę i schowałem ją do szafy zamykając ją na klucz. Usiadłem wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor odprężając się. Po chwili poczułem jak mój telefon wibruje. Wyjąłem go z tylnej kieszeni spodni i odczytałem smsa.

Szybko się poderwałem otwierając szerzej oczy i zacisnąłem szczękę pociągając na końcówki swoich włosów.

OD: BROOKSY
DO: JUSTIN

"Wiem,że to ty go zabiłeś,Bieber."


Rozdział z kilku godzinnym opóźnieniem.
CORAZ MNIEJ KOMENTARZY
NIE WIADOMO CZY BLOG BĘDZIE PROWADZONY DALEJ JEZELI NIE BEDZIE CZYTELNIKÓW.
@gamemidnight_PL
@diormccann


 



wtorek, 19 sierpnia 2014

4 ROZDZIAŁ

Ważna notka pod rozdziałem!!

Jess's POV

-Ja. No. Pójdę już.- Obróciłam się na pięcie i ze spuszczona głową weszłam do szkoły.

Nie myśl o tym. To nie on. Ubzdurałaś coś sobie. 

Szłam szybkim krokiem, nawet nie zdajcie sobie sprawy jak szybkim. Dosłownie biegłam, biegłam w stronę domu. Bałam się, że nie wiem, spotkam go jeszcze raz. Że mnie pozna.

Może on Cię zna?

Znowu ten głos.

  Odpierdol się.

 Pomyślałam i uderzyłam się w czoło. Obróciłam się za siebie, nikogo nie było.

  Boże jesteś idiotką.

Głupi głos...

Zwolniłam tempo. Może faktycznie zachowuje się trochę idiotycznie, ale oczy. Te oczy. Takie idealne. Nie. Nie. Nie. Nie były idealne. Były okropne, jeśli to on. On był okropny. Dalej jest.

Otworzyłam drzwi od domu i z bardzo dużym zaangażowaniem zaczęłam iść na górę. Wyczujcie sarkazm.
Szłam smętnie po schodach. Mój i Johna pokój były takie same. Sypialnia i łazienka rodziców mieściły się na 1 piętrze. Nasze pokoje były zrobione ze strychu, czyli na samej górze, były duże, oczywiście wyprosiłam tam jeszcze jedna łazienkę. Kuchnia, salon i jeszcze jedna łazienka wraz z garderobą mamy mieściły się na parterze. Mieliśmy jeszcze piwnicę. Taka piwnica, że połowa niej była tak naprawdę dodatkowym pokojem mojego brata. Konsole, stara kanapa i wielka beczka piwa, lało się z niej ile się chciało. Cieszyłam się, że przynajmniej nigdy z chłopakami nie siedzieli gdzieś w domu i nie przeszkadzali mi.

Pierwsze co zrobiłam wchodząc do pokoju, to rzuciłam czarny plecak na podwójne, białe łóżko, które stało na samym końcu pokoju pod oknami dachowymi. Podeszłam do biurka po drugiej stronie i włączyłam MacBooka. Nawet nie wiecie jakie to jest denerwujące mieć wszystko z tej samej firmy. Wszystko. Telefon, mp3, laptop, tablet. Ojciec zawsze mówił, że woli nam dawać coś porządnego niż kupować coś co zepsuje się zbyt szybko. W sumie racja, ale nigdy nie patrzył czy inne firmy, które są mniej znane, nie są lepsze. Kocham go jako ojca, ale nie jako człowieka poza domem. Jest bardzo pazerną osobą, bynajmniej tak mi się zawsze zdawało. Wolał mieć dużo więcej niż inni. John jest taki sam. Zawsze musi być najlepszy. Zawsze musi być o nim głośno. Jedynie my z mamą jesteśmy jakieś normalne. 
Normalne na swój sposób.

Po kilku minutach laptop całkiem się uruchomił. Włączyłam spotify, zaznaczyłam wszystkie ulubione utwory i zaczęła lecieć muzyka. Wygasiłam sprzęt, a w tle dalej leciały ciche dźwięki. Leciało akurat Summer Paradise - Simple Plan. Przypomniały mi się wakacje. Wszystkie wypady. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy pierwszy raz dzisiejszego dnia.

Okej, przestań myśleć o wakacjach.

Podeszłam do łóżka, usiadłam na nim i wyjęłam z plecaka książki potrzebne mi do odrabiania lekcji. Jutro czwartek więc nie mam zbyt dużo lekcji. Jedynie biologię, chemię i matematykę, później 2 godziny wolne, bo przepada nam angielski i ostatnią znowu biologię. Otworzyłam książki na ostatnich rozdziałach i zaczęłam się uczyć.

Minęło około 30 minut i usłyszałam głośny trzask drzwi. Mama? Nie, pracuje do późna, tato wyjechał na 2 dni na Maltę, jakieś spotkanie czy coś. Jonh?

-John?- podeszłam do barierki schodów.- John! - krzyknęłam.

Słyszałam tylko śmiechy i otwieranie puszek.

Nie! Nie! Nie!

Zeszłam szybko na sam parter. Tak jak myślałam, John już rozdawał wszystkim po puszce piwa. Pewnie dopiero je kupił. Na stole stały dwie wódki. Wiedziałam.

-John? Co tu się dzieje? - podeszłam do mojego brata w kuchni.

-Jess. Wyluzuj. Zejdź do nas.

-Uczę się.

-Jak zawsze.- Prychnął i wysypywał chipsy do misek.

-Ty też powinieneś. Jesteś w 9 klasie idioto. Masz egzaminy.-Założyłam ręce na piersi.-Mama wie?

-Wiesz, że mogę robić wszystko, gdy nie ma taty. Mama zawsze mi pozwala.- Wiedziałam, że mówi prawdę. Był syneczkiem mamusi. Wszystko na zawołanie. Nie musiał nic robić. Zawsze miał podane na tacy co tylko chciał.

-Nie możecie iść na dół?-Pomyślałam o piwnicy.

-Nie, mama powiedziała, że mamy tam, do sypialni i do Ciebie nie wchodzić.- Przynajmniej pomyślała o mnie.

-Okej, ale wiesz. Uczę się, przynajmniej...- nie puszczajcie muzyki. Zanim to powiedziałam zaczęła lecieć głośna muzyka. It's my birthday. Will.I.Am wszystko zepsułeś. Wywróciłam oczami.

-Nie dąsaj się tak księżniczko.- Ktoś szepnął mi do ucha. Obróciłam się, nie było nikogo. Super, idiotyczni koledzy Johna. Tacy sami jak on. Głośno westchnęłam i poszłam na górę.

Nie umiem się uczyć w takim chaosie. Słyszałam śmiechy, a szczególnie muzykę. Głupie murzyńskie hity! W tym momencie wszystko jest głupie. Założyłam poduszkę na głowę i krzyknęłam w nią głośno. Jak to możliwe, że słyszę to, aż tutaj. Nagle dostałam wiadomość.

Name: Unknow
Text: Nie dąsaj się księżniczko.

Kto to do cholery jest? Wysłałam szybko odpowiedź.

Text: Kim jesteś? Jeśli jesteś na dole, powiedz mojemu bratu, że jest idiotą. 
Tak jak ty. Kimkolwiek jesteś.

Odłożyłam telefon, wzięłam książkę do rąk.

Justin's POV

Jestem idiotą? Chyba nie wie do kogo pisze.

Odpisałem jej szybko, niech nie myśli, że może tak do mnie mówić, ewentualnie pisać.

Text: Nie zadzieraj ze mną Jess. Następnym razem nie dam Ci odpalić papierosa.

Czy John wie, że palisz? 

Szybko dostałem odpowiedź.

Name: Jess
Text: Justin? Czy jak ty tam masz. Co chcesz? 
Odwal się, idioto.

Uśmiechnąłem się do chłopaków, powiedziałem, że idę po piwo. Ruszyłem po schodach na górę.
Wszystkie drzwi były takie same, wchodziłem do każdego pokoju. Jezu. Ile można mieć pomieszczeń.
Wywróciłem oczami. Zacząłem wchodzić na drugie piętro.
Zza drzwi po prawej stronie leciała muzyka. Oczywiście. Jakieś smęty. Lilly Wood czy coś. Nie żebym słuchał. Czasem Kim tego słucha, gdy jedziemy na akcje.

Nie pukałem, po prostu wszedłem. Stanąłem w progu. Jess leżała na brzuchu, uczyła się. Ona nie ma życia poza książkami, John mówił, że ma nawet jakieś tam stypendium.

Po co komu szkoła, jak można zabijać.

-Księżniczko. Mówiłem, ze nie jestem idiotą,

Szybko obróciła się w moja stronę. Miała wystraszoną minę. 

-Czego chcesz?- odezwała się. Cięty języczek ma.

-Może tak grzeczniej? Tak przyszedłem. Nudy na dole.

-Idź do Johna, on Cię wybawi z tej nudnej sytuacji - wywróciła oczami, bała się, wiedziałem to.

-Nie bój się, kim ja jestem, zabójca?- zaśmiałem się. 

-Idź już, uczę się. Na dole, piwnica, zagraj sobie w coś na konsoli. Nie będzie Ci się nudzić.

Malfoy.

-Dobra dzięki mała.-Puściłem jej oczko. Rzuciłem obok niej swoją zapalniczkę.- Pewnie Ci się kiedyś przyda.

Wyszedłem z pokoju i szybkim krokiem szszedłem na dół. 

-Malfoy, chodź zagrać ze mną, samemu mi się nie chce.

-Okej! - głupiec odpowiedział i cieszył jakby był małym chłopcem.

Po około 15 minutach wszystko było już normalnie. Musiałem tylko jeszcze umyć ręce.
Wszedłem do pierwszej lepszej toalety, bodajże na pierwszym pietrze. Ten dom jest za duży.
Myłem ręce, jak zawsze ciężko schodziło, czemu nie robię tego od razu po robocie? Usłyszałem z tyłu szmer. Obróciłem się. Stała tam Jess.

-To krew? -spytała i zasłoniła usta dłonią.

Cholera jasna. 



JEŻELI CZYTASZ TMG PROSZĘ KOMENTUJ. TO DLA NAS BARDZO WAŻNA A DLA WAS TO TYLKO CHWILA! JEŻELI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH PO PORTU NAPISZ POD ROZDZIAŁEM SWÓJ USER. 
PROSZĘ POLECAJCIE INNYM NASZEGO BLOGA. JEŻELI CHCECIE MOŻECIE FOLLOWNĄĆ NAS NA OFICJALNYM KONCIE FF @midnightgame_PL
MOŻECIE ZADAWAĆ NAM RÓWNIEŻ PYTANIA O KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH. W RAZIE JAKIEGOŚ KONTAKTU MOZECIE PISAĆ DO NAS NA TT @diormccann @cyruzor



piątek, 15 sierpnia 2014

3 ROZDZIAŁ

Jess's POV

Chyba nigdy tak bardzo się nie bałam, wszystko to przez ostatnie, dziwne sytuacje.

-Ziemia do Jess! -Em machnęła mi ręką przed twarzą.- Nie bój się tak. Nikt nagle nie wybiegnie z nożem i nas nie zadźga - zaśmiała się.

Nie byłabym tego taka pewna.

Bałam się strasznie. Nigdy nie miałam obawy przed ciemnością, ale teraz? Jakoś czułam się inaczej. Miałam wrażenie, że nagle ktoś za mną zacznie biec. Że będziemy musiały uciekać. Powtarzam kolejny raz, bałam się.

-Jejku, wyluzuj się. Chcesz zapalić? -Moja przyjaciółka, grzeczna blondynka.

-To ty palisz? -Zapytałam zdziwiona.

 Nie zastanawiałam się zbyt długo, dawno nie paliłam. Przeważnie, gdy chciałam, to John od razu mówił, że nie mogę. Wiedziałam, że nie powie rodzicom, ale jednak udawałam, że chowam lub wyrzucam. Palić przestałam, gdy przyszłam do liceum. Za dużo czasu spędzałam nad książkami. Przyznaję się, dość często tak spędzam wieczory, a skutki są jakie są.

Blondynka odpaliła papierosa i podała mi zapalniczkę.

-Uwielbiam takie wieczory. Od śmierci Lucasa zawszę tak je spędzam. Wiesz jak jest spokojnie wtedy?- Popatrzyła na mnie. 

Odpaliłam swojego papierosa i zaciągnęłam się porządnie. Trzymałam dym w płucach dość długo. Delektowałam się każdym buchem. Dawno się tak nie czułam. Strach zmienił się w przyjemność. Było ciemno, a ulice były już dość puste. Aż miło się szło.

Nie rozmawiałyśmy przez kawałek drogi. Nie było o czym, zdaje mi się, ze każda myślała o tym, co było kiedyś, a co będzie jutro, pojutrze. Wyrzuciłam niedopałek i przydeptałam butem.

-Odprowadzić Cię?- Zapytałam Em. 

Niestety mieszkała kawałek ode mnie, ale nie miałam zamiaru jeszcze wracać do domu.

Reszta drogi pod dom Emily minęła mi tak szybko. Rozmawiałyśmy jak kiedyś. Przyznała się, że ma na oku Nathana. Doradziłam jej co powinna zrobić, że mogłaby to spokojnie rozegrać. Nie chciałam dawać jej nadziei, podejrzewam, że mojemu przyjacielowi podoba się ktoś inny, ale kto wie.

Porozmawiałyśmy chwile pod jej domem. Miałam już iść do domu, ale w pewnej chwili się wróciłam.

-Em! -zawołałam dziewczynę, która stała już przed drzwiami.

-Mogę jednego papierosa? Tak na zmniejszenie stresu? Ciemno jest i...

-Nie tłumacz się, masz.-Podała mi paczkę, były w niej tylko 2 papierosy, chciała sie pozbyć opakowania, tak strzelam.

Nic nie powiedziałam, uśmiechnęłam się. Bezgłośnie powiedziałam, że dziękuje. Blondynka pomachała mi i weszła do domu. Ja też ruszyłam, już późno.

Założyłam słuchawki i włączyłam jakąkolwiek muzykę, aby tylko się rozluźnić. Sięgnęłam do kieszeni swojej kurteczki jeansowej i wyjęłam jednego papierosa.

-Kurwa zapalniczka. -Popukałam się po głowie. -IDIOTKA!

Szłam już prostą drogą, miałam nadzieję, że dojdę jak najszybciej do domu i odpalę papierosa, tak dla spokoju. W pewnej chwili w ramię szturchnął mnie z naprzeciwka idący chłopak. Było ciemno, nie widziałam jego twarzy.

-Sory - usłyszałam od nieznajomego. Był w kapturze i chyba miał na sobie czapkę, nie jestem pewna.

-Nie szkodzi, też się zagapiłam. Masz może zapalniczkę? Jak już się minęliśmy - wywróciłam oczami. Co ty robisz Jess, a jak to jakiś zabójca?- pomyślałam i zaśmiałam się w myślach ze swojego idiotyzmu.

-Mam, mam - podszedł do mnie bliżej i odpalił ją. Płomień rozświetlił jego oczy. Zagapiłam się w nie. Były piękne, ale jakbym je gdzieś już widziała, pewnie w szkole, zapewne, wyglądał na 19 lat, może 20. Z kolejnych rozmyśleń wyrwał mnie głos chłopaka.

-Szkoda mi trochę gazu - zaśmiał się.

-Ah sory. Zamyśliłam się - uśmiechnęłam się głupio i odpaliłam papierosa.- Dzięki.

-Spoko - zgasił płomień i szybkimi krokami odszedł. Widocznie gdzieś się śpieszył.

Zrobiłam podobnie, szybko ruszyłam do domu. Zdziwiłam się, bo już po 5 minutach byłam pod drzwiami. Nawet nie interesowałam się kto jest w domu. Ciągle zastanawiało mnie skąd kojarzę te oczy.

Były tak idealne.



Justin's POV

Razem z Kim wysiadłem z mojego nowego sportowego auta Ferrari 599 GTO. Zamykając go zdjąłem przeciwsłoneczne okulary spoglądając na Newton z uśmiechem. Zaśmiała się cicho podciągając rękawy kurtki do góry.

-Gotowy na dzisiejsze zlecenie? -spytała spoglądając na mnie.

-Jak nigdy. -mruknąłem wchodząc razem z nią do szkoły.

Wszystkie oczy skierowały się na nas. Wszystkie głosy na korytarzu ucichły,a ja uśmiechnąłem się oblizując wargi i spojrzałem znacząco na przyjaciółkę, po czym skręciłem w pierwszy korytarz na lewo. Skierowałem się w stronę szafek i wyjąłem z kieszeni list,który rzekomo napisał ten bachor Kyle Torres.

"Wyjechałem z Lydią na wakacje,chcę odpocząć od szkoły i od tego wszystkiego. Po tej kontuzji podczas gry w lacrosse przez jakiś czas nie mogę grać. A to wielka szkoda,bo jestem najlepszym zawodnikiem w drużynie. Odezwę się za jakiś czas. Wyłączam telefon,nie szukajcie mnie. 
Kyle."

Po przeczytaniu listu wybuchnąłem śmiechem wsuwając kartę do szafki Torresa. Co za zjebany dzieciak chodzi w ogóle po tym świecie. Gdybym wiedział o nim wcześniej,już dawno bym się go pozbył. Nienawidzę głupich,bogatych i rozpieszczonych dzieciaków z  Lincoln High.

Rozejrzałem się dookoła i gdy zauważyłem że nadal nie ma nikogo na korytarzu,wszedłem przez drzwi,które prowadziły do niewielkiego przyciemnionego korytarza z wyjściem ze szkoły. Wsadziłem ręce do kieszeni spodni i zacząłem iść przed siebie. W oddali usłyszałem cichy jęk,więc wiedziałem,że wszystko idzie zgodnie z planem. Uśmiechnąłem się pod nosem spoglądając na dwie sylwetki stojące pod ścianą.

Kim miała zawieszone ręce na szyi Torresa gdy ten przyssał się do jej szyi. Wywróciłem oczami widząc jak bardzo jest tym zajęty. Podchodząc,szybko złapałem go za jego długie blond włosy i przyciągnąłem do siebie.

-Cześć,dzieciaku. -zaśmiałem się patrząc na niego.

Przerażenie malowało się na jego twarzy. Chłopak nawet nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zaśmiałem się kręcąc głową.

-Naprawdę Torres? Gdzie ta twoja niewyparzona morda?

-Jay,możemy już iść. -mruknęła Kim.

 Otworzyła tylne drzwi i wskazując na auto Tylera,które podjechało pod samo wejście. Pokiwałem głową nadal trzymając chłopaka za włosy i popchnąłem go w stronę auta.

-Gdzie mnie kurwa prowadzicie?! Co ja wam zrobiłem?! -krzyczał Kyle próbując się wyrwać.

-Zamknij kurwa mordę. -westchnąłem wrzucając go do bagażnika.

Wsiadłem na miejsce pasażera obok Tylera,kiedy Newton zamykała tylne drzwi szkoły. Wsiadła do auta i szybko odjechaliśmy w stronę magazynów.

~*~

Kim szła przodem otwierając drzwi od pokoju,w którym znajdował się Perez. Zaraz za nią wszedłem ja,popychając Torresa na ziemię. Tyler zamknął za nami drzwi.

-O proszę,kogo my tu mamy. 

Perez uśmiechnął się ukazując swoje złote sztuczne zęby i wstał ze skórzanego fotela,odkładając kieliszek z czerwonym winem na biurko. 

-Jak dobrze,że osobiście się mogę tobą zająć.

Szef zaśmiał się kopiąc chłopaka w brzuch,który bardziej skulił się na podłodze. 

-Dobra robota. Pieniądze zostaną przelane na wasze konta. Czekajcie na kolejne zadania. 

Pokiwałem głową oblizując wargi. 

-Wracam do szkoły,by nie wzbudzić podejrzeń. Spróbuję wyciągnąć trochę kasy od tych bogatych bachorów. -mruknąłem.

W odpowiedzi dostałem tylko kiwnięcie głową Pereza. Wyszedłem z magazynu a kiedy wsiadałem do auta usłyszałem tylko strzał z pistoletu. 


Jess's POV

Szukałam tego idioty po całej szkole. Napisał mi tylko smsa, że musi mi dać klucze do domu, bo on idzie po szkole z nowym znajomym pokazać mu kluby, a rodzice wrócą późno.

 Idiota. Brat idiota.

Chodziłam po całej szkole, sprawdzałam nawet w klasach, bibliotece - gdzie John nigdy nie postawił nawet nogi. Nic dziwnego, jak mówiłam - idiota.

Zapomniałam o jednym miejscu, wiedziałam! Szybkim krokiem poszłam do wyjścia tylnego ze szkoły. Pewnie był na tyłach, jak zawsze, gdy jego znajomi palili, a on "tylko" dotrzymywał im towarzystwa.

Jestem ciekawa, jak wygląda ten nowy kolega. Mniejsza o to w sumie, nie szukam nikogo, a szczególnie nie na jeden raz. Wyszłam tylnym wejściem i kierowałam się za szkołę. Tak jak myślałam, słyszałam śmiechy.

Doszłam do chłopaków. Nigdzie nie było Johna.

-Cześć Nathan.- uśmiechnęłam się do przyjaciela.

-O Jess! Szukasz Johna? Pewnie jest gdzieś z Ann.

-Kurwa- wyszeptałam.- Miał mi dać klucze do domu.

Nagle jakiś chłopak zaszeleścił pękiem kluczy przed moją twarzą, zauważyłam tam znajomy mały samochód przyczepiony do nich. Klucze Johna.

-Kazał Ci je dać - chłopak uśmiechnął się i podał mi klucze.

Znałam go, wczoraj. Wczorajszy wieczór. Noc. Zapalniczka. Dzień w którym zginął Lucas.

To były te oczy, poznałam je...


I mamy kolejny rozdział! Już 3, a może dopiero?
Dziękujemy wam za komentarze, jest ich mało, niestety :(
Dlatego prosimy! KOMENTUJCIE!
To bardzo motywuje! 
I NAPRAWDE WAZNE!
KONTO NA TT: @midnightgame_PL, 
również moje @janoley i Marceli @diormccann.
Rozdział pisałyśmy znowu RAZEM :)
PISZCIE NAM W KOMENTARZACH SWOJE USERY!


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

2 ROZDZIAŁ

Justin's POV

Otworzyłem oczy i popatrzyłem w dół, nie wiem czemu, ale zasnąłem na kanapie. Postawiłem stopy na zimnej podłodze i przetarłem oczy, lekko przechyliłem głowę w prawo i lewo strzelając karkiem.

O tak Bieber, przydałby Ci się masaż po tak dobrze wykonanej robocie. 

Uśmiechnąłem się, gdy po mojej głowie chodziły myśli o wczorajszym zabójstwie. Nigdy bym nie przypuszczał, że czyjaś śmierć może sprawic mi tak wiele przyjemności. Przed oczami miałem obraz tej dziewczyny, leżała i krwawiła, ale po co? Mogłoby się obejść bez tego, tylko pobrudziła panele. Zaśmiałem się sam do siebie. Boże jaki ja jestem czasem głupi, dość, że gadam sam do siebie, to nawet nikogo mi nie jest szkoda.

Poszedłem szybko pod prysznic, wiedziałem, że nie mam za dużo czasu, bo o 14 miałem być pod magazynem Pereza. Za późno wstałem, zdecydowanie. Dalej nie mogę sobie przypomnieć co robiłem, pewnie poszedłem opić swój kolejny dobry dzień "w pracy", sam nie wiem. Szybko ubrałem czarne spodnie i siwą bluzę, zabrałem klucze i wyszedłem z domu, zamykając go. Wszedłem do auta, otworzyłem okno z mojej strony, zwolniłem hamulec ręczny i wyjechałem z naszego podjazdu. Mieszkałem z moim przyjacielem Tylerem, ale jedynie co robił w tym domu to był raz na jakiś czas. Głównie przebywał albo w naszej "pracy", albo ze swoją dziewczyną Kim. Wydaje mi się, że ona mu pomaga, bo jaka dziewczyna chciałaby chłopaka, który zabija bezbronnych ludzi, idiotycznych ludzi. Właśnie! Żadna.

Odpaliłem papierosa szybkim ruchem i włożyłem go do ust. Zaciągnąłem się mocno, po chwili wypuszczając dym z płuc. Jechałem jak zawsze, szybko. Nie miałem za dużo czasu. Musiałem być na miejscu za 8 minut, a zostało mi więcej niż połowa drogi. Perez nie lubi jak ktoś się spóźnia. Gdy zaczynałem zabawę w zabójcę i raz przyjechałem kilka minut za późno, powiedział, że jeszcze raz i to ja zagram w grę. Od tej pory zawsze byłem na czas, ale jak zawsze on się spóźniał, ale nie miałem co dyskutować, on może wszystko.

Cieszyłem się, że akurat droga do magazynu prowadzi przez obszar poza miastem. Nie było dużej ilości aut, ani glin, więc spokojnie mogłem przyśpieszać nawet na zakrętach. Jechałem prosto. Zauważyłem już skręt za lasem. Dojechałem tam szybko i skręciłem w niego z piskiem opon. Już po minucie byłem przed dużą ilością magazynów. Zadzwoniłem dzwonkiem, aby wezwać ochroniarza, tak, ochroniarza, który jeśli mu sie nie spodobasz od razu zabije. Miło. Na moje szczęście znam starego Michaela od paru dobrych lat.

Wielkie metalowe drzwi z głośnym dźwiękiem się otworzyły. Tak jak myślałem za nimi stał siwy mężczyzna.

-Witaj Michael. Perez u siebie?

- Nie wrócił jeszcze z magazynu z bronią, ogarnij tam młody.- Odpowiedział mi z uśmiechem.

- Mówiłem Ci, że nie młody! Ile jestem młodszy? Tylko 40 lat. - Zaśmiałem się.

 Michael pokręcił tylko głową, postukał się po czole, obrócił na pięcie i odszedł na swoje stanowisko.
Kierowałem się do magazynu, w którym przechowywali broń, głównie Perez zajmował się tam, aby komuś nieźle zagrozić, albo sprawdzić jakie nowe "perełki" doszły do jego kolekcji. W drzwiach zauważyłem jakiegoś mężczyznę.

- Yy, gdzie... - Jedynie co zauważyłem to to, że chyba nie tylko ja czekam na szefa. Zza drzwi wyszedł Perez z uśmiechem.

- Robota wykonana, więc pieniądze proszę przelać na konto. - Uścisnął dłoń z tym dziwakiem. 

Chciałem coś powiedzieć, ale nie odezwałem się, bo zauważyłem jak Perez kieruje się do biura i macha ręką, abym szedł za nim. Szedłem za nim ze spuszczoną głową, nie odzywałem się, od czasu do czasu kopałem jakiś kamyk na ziemi, trzymałem ręce w kieszeni. Doszliśmy do jedynego, nie metalowego budynku, to był chyba jego dom. Nigdy jakoś mnie to nie ciekawiło, ogółem wolałem nie mieć do czynienia z nim poza pracą.

-Usiądź, ja pójdę tylko umyć ręce. Znasz to uczucie po dobrze wykonanej robocie? Tak myślałem.- Zawsze tak było, zawsze sam odpowiadał sobie na pytania. 

Perez wyszedł z gabinetu, czy jak to nazwać. Pomieszczenie do ustalania kogo zabić? Coś takiego. Za to ja, jak to ja, musiałem się czegoś napić. Otworzyłem barek i nalałem sobie trochę whiskey, na lepszą rozmowę zrobiłem to samo mojemu rozmówcy, położyłem po jego stornie biurka. Usiadłem na krześle i czekałem. Po chwili już był, poprawiał już nową, zmienioną przed chwilą koszulę.

- Dobra, dzięki.- Pokazał na szklankę. Ja podniosłem tylko swoją i wziąłem łyk alkoholu.

- Więc, po co miałem przyjeżdżać dzisiaj?

- Słyszałem o twoim wczorajszym wyczynie. Sądziłem, że jednak tego nie zrobisz tak szybko. Gratuluję.

- Nie miałem nic lepszego do roboty.- uśmiechnąłem się, myśląc o wczorajszym.

- Dlatego, jeśli tak dobrze Ci poszło, mam dla Ciebie zadanie. Dla Ciebie i twojego kumpla, ewentualnie jego dziewczyny. Kam?

- Kim. - Poprawiając go, zauważyłem niezadowolenie na jego twarzy.- Czy jakoś tak.

- Mniejsza o to. Będziesz musiał znowu wrócić do szkoły.- Podał mi papiery w teczce.- Chodzisz do ostatniej klasy, nazwiska nie zmieniasz, zbytnio się nie przywiązuj do nikogo, tak będzie lepiej. Kim, Kam, czy jak jej tam jest bodajże młodsza od Ciebie, ale sobie poradzicie. Między innymi, musicie zabić jednego chłopaka. Chociaż nie...- przerwał.

- A co z... - chciałem o coś zapytać, ale jak zawsze mi przerwał.

- Nie zabijajcie, przywieziecie go tutaj, zostawicie liścik, że wyjeżdża, bla, bla, bla. To co zawsze. Zrobiłbym to sam, ale mały sukinsyn wszędzie ma ochronę, nie mogę za chuja go złapać. Proste zadanie, zgadzasz się?

- No jasne. - powiedziałem z uśmiechem i poprawiłem się na krześle.

- A o co chciałeś zapytać?- Perez wypił do końca całą zawartość szklanki.

- Co z zabójstwami za grę?- skrzywiłem się na myśl, że to od czego zaczęliśmy się skończy.

- Jak to co?- Wysoki mężczyzna się zaśmiał.- Myślisz, że te idiotyczne nastolatki przestaną grać?

- No w sumie, jak zaczęli, to nie.

- Właśnie! Więc przez cały ten czas do końca roku będziesz zabijał swoich "koleżków". Spokojnie, zadbam o to Bieber.

- Mam nadzieję szefie! - Wstałem z krzesła. Uścisnąłem jego dłoń. - Mam nadzieję, że już niedługo spotkamy się w trójkę z tym sukinsynem.

Perez jedynie się uśmiechnął i wskazał na mnie palcem. Wyszedłem stamtąd i ruszyłem do domu. W ręce trzymałem teczkę z papierami. Drugą dłonią odpaliłem papierosa. Pożegnałem się z Michaelem, wsiadłem do auta i pojechałem do domu.

Bieber wraca do szkoły suki!


Jessica's POV

Po powrocie ze szkoły od razu rzuciłam się na łóżko. Byłam tak zmęczona, a to dopiero początek szkoły, zaledwie 2 miesiąc. Męczyła mnie dość dziwna myśl.Wciąż chodziło mi po głowie, czemu ta dziewczyna Kim, tak nagle się zmieniła. Dziwne, była kiedyś tak spokojna, na lekcjach zawsze dużo rozmawiałyśmy, jako dzieci nawet się przyjaźniłyśmy. Po powrocie, po wakacjach, nie odzywa sie do nikogo. Jest skryta, dość mocno się maluje. Nie jestem zbyt ciekawską osobą, ale zastanawia się co przyczyniło się do tego, że tak się zmieniła. Mieszka 5/6 domów ode mnie. Widziałam czasami ją w towarzystwie starszego od niej chłopaka, ale nie wyglądał na takiego, żeby od razu musiała się zmieniać, dla niego. Wręcz przeciwnie zawsze w jego towarzystwie dużo się śmiała. Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon, oczywiście... Em. Odebrałam, wiedziałam tylko tyle, że nie usiedzę dłużej w domu. Przyjaciółka zaproponowała wspólne wyjście, co miałam zrobić? Od razu się zgodziłam. Uwielbiałam jej towarzystwo, ale nie ukrywam, miałam nadzieję na mały odpoczynek podczas spotkania.

Niestety nie odpoczęłam. Razem z Emily szłyśmy ulicami naszego miasta co chwile spoglądając na wystawy sklepów. Zakupy zawsze pomagały nam się odstresować i zapomnieć o wszystkich problemach. Od pogrzebu minęły już 24 godziny a ja  nadal nie mogę zapomnieć o tym co się stało po tym jak pochowali ciało mojego przyjaciela. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki.

-Zamawiam ją! -krzyknęła wskazując na czarno-białą sukienkę na witrynie sklepu "Zara".

 Spojrzałam na jej zdobycz i jęknęłam głośno tupiąc nogą.

-To nie jest fair! Zamyśliłam się!

Od zawsze gdy wybierałyśmy się na zakupy rzucałyśmy na te same ciuchy,dlatego zawarłyśmy coś takiego jak "kto pierwszy ten lepszy!". Emily weszła szybko do środka śmiejąc się cicho pod nosem i podeszła do sukienki ściągając ją z wieszaka i wskazała dłonią,że idzie do przymierzalni.

Wyjęłam z torebki błyszczyk o smaku truskawki i nałożyłam na usta niewielką warstwę. Chodziłam po sklepie a moją uwagę zwróciły czółenka w kwiatki na wysokim i grubym drewnianym obcasie. Wzięłam je do ręki i uśmiechnęłam się lekko,siadając na pufie i zdejmując swoje buty przymierzyłam czółenka. Wstałam i przeszłam się po sklepie zatrzymując się przy lustrze. Te buty idealnie podkreślały moje długie nogi i zgrabną pupę. Uśmiechnęłam się ponowie i podeszłam bliżej do lustra zbliżając do niego twarz chcąc sprawdzić czy przypadkiem nie rozmazał mi się makijaż. Spoglądając na swoje oczy,kątem oka zauważyłam dziwne odbicie w szybie,która była za mną. Czarny cień stał po mojej lewej stronie i nie ruszał się. Zmarszczyłam delikatnie brwi myśląc,że to po prostu jakiś przechodzeń,ale gdy postać uniosła dłoń do góry i pomachała odskoczyłam od lustra od razu wpadając na przyjaciółkę.

-Jezu, Jess! -Emily złapała mnie za łokcie i uniosła brwi do góry spoglądając na mnie. -wszystko okej?

-T-tak..po prostu zauważyłam pająka. -pokiwałam głową,próbując uspokoić oddech.

-I jak? -Em zmieniła temat obracając się wokół własnej osi ukazując jak idealnie ta sukienka na niej leży.

-Wyglądasz ślicznie,Em. -uśmiechnęłam się do niej.

Gdy Em zdecydowała się na kupno sukienki, ja ubrałam swoje baletki i poszłam zapłacić za buty. Gdy przyjaciółka również zapłaciła za zakupy,wyszłyśmy ze sklepu rozglądając się. Na ulicy była już szarówka,a wokoło kręciło się podejrzanie mało ludzi jak na Jersey City. Przełknęłam ślinę słysząc głos przyjaciółki.

-Boisz się?

-Oczywiście,że nie.

Boję się jak cholera. 



Rozdział pisany był w połowie przez Olę w połowie przeze mnie.
Mam nadzieje ze podoba wam się nasze ff.
Smuci nas tylko taka mała ilość komentarzy.
JEŻELI CZYTACIE TO KOMENTUJCIE!
TO DLA NAS NAPRAWDE WAZNE!
KONTO NA TT: @midnightgame_PL
@diormccann
PISZCIE W KOMENTARZACH SWOJE USERY 


czwartek, 7 sierpnia 2014

1 ROZDZIAŁ

Justin's POV

Wiecie co jest w tym najlepsze? To uczucie gdy widzę miny tych przerażonych dzieciaków,które stoją nad ciałami swoich martwych przyjaciół i opłakują ich śmierć. To takie zajebiste uczucie. Uśmiech pojawia się na mojej twarzy,kiedy wiem,że idealnie udało mi się wykonać kolejne zlecenie. Z dniem kiedy mój szef dostaje listę osób,które postanowiły zagrać w grę,automatycznie j dostaję kopertę z danymi i zdjęciem jednego z dzieciaków. Na każdej kopercie napisana jest suma pieniędzy jaka jest warta przyszła ofiara. Oprócz ogólnych danych w kopercie zawsze znajduję liścik samobójczy,który muszę położyć niedaleko ciała. Mój szef jest tak we wszystkim obeznany,że potrafi nawet dać mi liścik z każdym charakterem pisma.
The Midnight Game na razie jest dostępna tylko na obszarze Jersey City. Z czasem zacznie zmieniać swoją lokalizację,a ja będę nadal zabijał i zabijał.

Siedziałem w swoim mieszkaniu oglądając dzisiejsze wiadomości o pogrzebie tego całego Young'a. Przewróciłem oczami przypominając sobie tę jego przerażoną twarz kiedy zrzucałem go z barierki.

Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu z nową wiadomością,którą od razu odczytałem.

OD: NIEZNANY
DO: JUSTIN


"Pieniądze zostały przelane na twoje konto. Pod drzwiami leży kolejna koperta. Powodzenia."



Uśmiechnąłem się sam do siebie i pośpiesznie wstałem kierując się do drzwi. Pośpiesznie je otworzyłem i sięgnąłem po białą kopertę leżącą na mojej wycieraczce. Rozejrzałem się dookoła sprawdzając,czy nie jestem przez nikogo obserwowany. Zamknąłem drzwi nogą wchodząc z powrotem do mieszkania. Wróciłem do salonu gdzie usiadłem na krzesło i rozerwałem kawałek papieru,wyjmując ze środka zdjęcie młodej ślicznej brunetki. Oblizałem wargi spoglądając na kartkę z jej danymi.


IMIĘ I NAZWISKO: ANABELLE FLORES
WIEK: 17 LAT
ADRES: FISHERMAN WHARF 50


Ponownie wziąłem kopertę do rąk i spojrzałem na sumę pieniędzy napisaną z tyłu. 100,000$. Uśmiechnąłem się szeroko wstając z krzesła. Zakodowałem w głowie obraz dziewczyny i schowałem do kieszeni liścik samobójczy po czym zgarnąłem kluczyki do auta ze stolika i wyszedłem pośpiesznie z domu wsiadając do auta i odjeżdżając z piskiem opon,wpisując w GPS'ie podany adres po czym ruszyłem w tamtą stronę. 




Zaparkowałem auto kilka ulic dalej od wskazanego domu i zauważyłem,że w domu pali się tylko jedno światło,które dobiega z pokoju na górze. Zaczynało się ściemniać,więc to tylko poprawiło moją sytuację w jakiej ponownie się znalazłem. Szybkim krokiem skierowałem się w stronę pokoju,w którym znajdowała się moja kolejna ofiara. Wspinając się na drzewo,które znajdowało się prawie przy oknie,zauważyłem,że dziewczyna wychodzi z pokoju. Pośpiesznie wszedłem przez otwarte okno i szybko zgasiłem światło w pokoju. Stanąłem niedaleko drzwi i czekałem kiedy Anabelle ponownie wejdzie do pokoju. W głowie obmyślałem plan w jaki sposób mam pozbawić ją życia. Wyjąłem z kieszeni skórzane rękawiczki,które od razu założyłem i niewielki nóż z kieszeni mojej kurtki. Drzwi od pokoju nagle się otworzyły i usłyszałem ciche mamrotanie pod nosem. Zauważyłem cień zbliżający się w moją stronę,więc złapałem dziewczynę od tyłu i zasłoniłem jej usta dłonią. Anabelle zaczęła się wyrywać,ale jej to uniemożliwiłem.



-Jeśli przestaniesz się wyrywać może nie będzie aż tak bardzo bolało. -wycedziłem przez zaciśnięte zęby. 



Przyłożyłem jej do ust chusteczkę nasączoną chloroformem,a kiedy dziewczyna osunęła się na ziemię przewróciłem ją na plecy i ułożyłem w odpowiedniej pozycji po czym przyłożyłem nóż do jej nadgarstka i dosyć mocno po nim przejechałem. Krew zaczęła zbierać się na podłodze,dlatego tak samo postąpiłem z drugą ręką. Nóż położyłem niedaleko jej ciała,tak samo postąpiłem z karteczką którą chowałem w kieszeni. Postanowiłem ją przeczytać. 



"Jeżeli czytacie ten list,to znaczy,że naprawdę to zrobiłam. Przepraszam Was za wszystko,ale już nie dałam rady. Po śmierci Lucasa załamałam się. Tak bardzo go kochałam. Anabelle."



Oh,czyli to była dziewczyna tamtego chłopaka? Tak,to naprawdę wszystko wyjaśnia. Razem z grupką swoich przyjaciół postanowiła zagrać w tą samą grę co jej chłopak. Właściwie to całkiem zabawny zbieg okoliczności. Ułożyłem karteczkę obok noża i uśmiechnąłem się z satysfakcją,po czym wstałem i zamknąłem drzwi pośpiesznie wychodząc przez okno i biegnąc w stronę swojego samochodu. Udało mi się wykonać kolejne zlecenie z taką łatwością jak poprzednią. Odpaliłem silnik i odjechałem z piskiem opon jadąc do swojego domu. Po drodze rozluźniłem swoje mięśnie i odpaliłem papierosa mocno się zaciągając. Wchodząc do mieszkania usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i odczytałem wiadomość.



OD: NIEZNANY

DO: JUSTIN


"Poszło ci naprawdę dobrze,przelewam pieniądze na twoje konto. Do usłyszenia."



Zaśmiałem się pod nosem wrzucając dzisiejszą kopertę do śmietnika i wyszedłem przed drzwi opierając się o ich framugę. Uśmiech nie schodził mi z twarzy kiedy karetka przejeżdżała obok mojego domu a niebieskie światło oświetliło moją twarz i mroczne czarne oczy. 



Nazywam się Justin Bieber i jestem cichym zabójcą.


Cześć kochani! Chciałabym Wam podziękować za komentarze i wyświetlenia! 
Proszę was o komentowanie rozdziałów i dodanie do obserwatorów. 
Bardzo Wam dziękuje za te wszystkie miłe słowa.
Proszę o zaobserwowanie oficjalnego konta na tt @midnightgame_PL
oraz mnie @diormccann
Możecie również tweetować z hasłem #TMG_PL
Ola również dziękuje za wszystko! Niestety jest na wakacjach,więc 
życzę jej udanych i mile spędzonych dni!

niedziela, 3 sierpnia 2014

PROLOG


Wybiła północ,a księżyc idealnie oświetlał miejsce,w którym teraz się znajdowaliśmy. Nasze cienie tańczyły na schodach przed naszym domem. Trzymając w dłoniach świece zapukaliśmy w drewniane drzwi 22 razy. Wymieniając spojrzenia,niektórzy z nas zaśmiali się cicho,jednak Lucas miał poważy wyraz twarzy. Przewróciłam oczami spoglądając na niego. Przecież to tylko głupia gra,która nawet zapewne się nie sprawdza. Grupka nastolatków przeczytała w internecie o jakiejś bezsensownej głupiej grze i postanowiła to sprawdzić. Naprawdę myślicie,że The Midnight Game jest prawdziwa? W teraźniejszym świecie nie ma czegoś takiego jak zjawiska paranormalne,nie ma duchów czy demonów. Więc tym bardziej ta zabawa się nie sprawdzi. Nathan stwierdził,że zabawnie będzie kiedy każde z nas naje się trochę strachu. Jak idioci będziemy chodzić po domu ze świecami strasząc się nawzajem,że ktoś razem z nami jest w domu,całkiem zabawne.
-To tylko głupia gra. -skomentowałam zerkając na każdego z osobna.

Emily zagryzła wargę łapiąc mnie za rękę. Była moją przyjaciółką od zawsze,dobrze wiedziałam,że nie lubi niczego co jest związane z horrorem bądź ze strachem,nie wiem jakim cudem John ją na to namówił..ach no tak,Emily od zawsze w nim się podkochiwała.

-Skoro to tylko głupia gra to dlaczego wyglądacie na przerażonych? -John zaśmiał się machając w powietrzu świeczką.

-Bo nie powinniśmy w to grać -westchnął Lucas -mam co do tego złe przeczucia -poprawił okulary na nosie wzdychając. Zagryzłam wargę kiwając głową.

-On ma rację -mruknęłam mrużąc oczy -niepotrzebnie w ogóle to zaczynaliśmy -jęknęłam przeskakując z nogi na nogę.

Nathan wybuchnął śmiechem a wszyscy skierowaliśmy wzrok na niego.

-Daj spokój Jess. -przeczesał włosy swoją lewą dłonią i otworzył drzwi do mieszkania -obyście dali radę wytrzymać do 03:33!

No i się zaczęło.

Szłam razem z Em przez korytarz,który prowadził do schodów. Rozglądałam się oświetlając swoją drogę topiącą się świeczką. Westchnęłam cicho spoglądając na przyjaciółkę.

-To jest bez sensu,nie wiem dlaczego zgodziłam się byśmy zagrali w tą głupią grę. John jest idiotą,nie mógł wymyślić czegoś innego? Jak na przykład gra w butelkę,albo chociażby oglądanie jakiegoś filmu! -wyrzuciłam wolną rękę w powietrze stając na trzeci stopień drewnianych schodów.

Emily zaśmiała się cicho.

-Bo wiesz jaki jest twój brat. -zaczęła idąc o dwa stopnie wyżej ode mnie. -Jest w swoim domu,więc może robić to co mu się podoba -wzruszyła ramionami spoglądając na mnie przez ramię.

-Ale to nie zmienia faktu,że nie jest idiotą.

Ruszyłam na górę za przyjaciółką. Nagle usłyszeliśmy jakiś szmer tuż przed schodami. Przełknęłam ślinę zatrzymując się w pół kroku.

-Słyszałaś to?

Emily pokiwała głową i odwróciła się wyciągając dłoń ze świeczką do przodu. Zrobiłam to samo,a kiedy płomień świecy oświetlił dół schodów,nic nie zobaczyłyśmy.

-Pewnie nam się przesłyszało -westchnęła cicho chcąc sama siebie pocieszyć.

Pokiwałam głową razem z nią odwracając się z powrotem,a płomień świecy oświetlił twarz Nathana.

-O mój boże! -krzyknęła Em,a moja reakcja była identyczna. Chłopak zaczął się śmiać. -To nie było śmieszne! -pisnęła kręcąc głową.

-Było -Nat złapał się wolną dłonią za brzuch -Gdybyście widziały swoje miny..

Zachichotał zdmuchując płomień mojej świeczki,po czym zszedł na dół idąc do salonu. Westchnęłam ciężko odpalając świeczkę od przyjaciółki.

-Nienawidzę go -mruknęłam wchodząc na piętro domu i skierowałam się w prawą stronę do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i położyłam świecę na biurku po czym usiadłam na rogu łóżka.

-John powiedział,że ciągle musimy być w ruchu.. -mruknęła niepewnie Emily chodząc po pokoju.

-I co? Mam chodzić po całym domu bez przerwy uciekając przed jakimś duchem? -zrobiłam cudzysłów w powietrzu -no proszę cię! Nie jestem idiotką!

Emily westchnęła wychodząc z pokoju. Wypuściłam powietrze nosem,kładąc się na łóżku i zamykając oczy.  Prawdopodobnie zasnęłam bo obudziło mnie dziwne stukanie w pokoju. Otworzyłam powoli oczy by przyzwyczaić je do całkowitej ciemności,która panowała w moim pokoju. Podniosłam się powoli z łóżka i spojrzałam na okno,które było otwarte. Z tego co pamiętam przed rozpoczęciem gry zamykałam wszystkie okna w domu. Przełknęłam ciężko ślinę podchodząc do okna i szybko je zamykając.

-Miałaś rację,to nie był dobry pomysł. -odezwał się jakiś głos za mną.

Odskoczyłam od okna opierając się o ścianę. Czułam jak serce łomotało mi w piersi. Spojrzałam na postać siedzącą na krześle w rogu pokoju. Był to chłopak,niewiele starszy ode mnie. Miał może z 19 lub 20 lat. Jego twarz oświetlał jedyny mały przebłysk księżyca. Uniósł głowę wyżej i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczyma. Na jego twarzy pojawił się fałszywy uśmiech.

 -Szkoda,że ich od tego nie powstrzymałaś.

Rozległ się krzyk,a potem kolejny. Otworzyłam szerzej oczy spoglądając w stronę drzwi,kiedy do nich podbiegłam spojrzałam szybko w stronę chłopaka,który wychodził sprytnie i szybko przez okno. Pośpiesznie wyszłam z pokoju i biegiem ruszyłam przez spory korytarz dobiegając do schodów. Widząc kołyszący się żyrandol,do którego przywiązany był gruby sznur, otworzyłam szerzej oczy. Zasłoniłam usta dłonią bojąc się spojrzeć w dół. Bałam się tego,co tam zobaczę. Niepewnie przysunęłam się do barierki i zerknęłam na dół. Moje oczy zaszły łzami kiedy ujrzałam wiszącego na sznurze Lucasa. Z moich ust wydobył się krzyk,a zaraz po tym upadłam na podłogę zwijając się w kłębek. Zacisnęłam powieki wybuchając płaczem. Na schodach rozległy się szybkie kroki a zaraz koło mnie kucnął John,który przytulił mnie do swojej piersi i próbował uspokoić,mimo tego,że sam był w wielkim szoku. Nie łatwo jest przeżyć śmierć swojego przyjaciela.

Czyli to wszystko było prawdą.  


___________

Witajcie kochani! 
Jak widzicie właśnie został opublikowany prolog The Midnight Game.
Zachęcam Was do komentowania i obserwowania tu na blogu oraz na oficjalnym koncie na Twitterze: @midnightgame_PL
Przypominam,że to NIE JEST TŁUMACZENIE. 
Posty będą publikowane na zmianę. 
PROSZĘ POMÓŻCIE NAM ŻEBY LUDZIE DOWIEDZIELI SIĘ O NASZYM FF! MOŻE NAWET UŻYWAĆ HASŁA NA TT #TMG_PL 
JEŻELI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI PISZCIE W KOMENTARZACH SWÓJ USER!
Marcela. 
Ja też coś dodam od siebie! Proszę pomóżcie nam zacząć, będziemy wdzięczne! Czekajcie na 1 rozdział warto! Ola (zawsze muszę dodać coś od siebie!)